Nie jesteś zalogowany

 23 (marcowe pt.2)

2011-03-20 11:52:20

Elbow - Build A Rocket Boys!

Jak ja kiedyś uwielbiałem ten skład. "Cast of thousands" było jedną z moich ukochanych płyt. Od "Leaders Of the Free World" do teraz miałem małą przerwę w śledzeniu ich twórczości. Nagle coś mnie wzięło i... no masz. Właściwie wszystko się zgadza. Klimat podobny, chóry jakieś. Wokal Garveya jakoś zaczyna mi przypominać oldschoolwego Petera Gabriela, ale może to trochę głupie porównanie. Nie chce mi się skarżyć, że niektóre momenty są strasznie podniosłe i pompatyczne, bo często (vide piękny zaśpiew - "we all belive in love so fuck you" z "cast of thosands") miewali już takie wcześniej z tym, że... mimo moich najszczerszych chęci powrotu do mojej dawnej narzeczonej - nie podnieca jak dawniej (5.7/10)

 

Low - C'mon

Kołysanki tak ładne, że głupio ich nie lubić i tak senne, że trudno się przy nich nie znudzić. (4.8/10)

 

Slums Attack - Reedukacja

Z tym Peją i SLU to w ogóle sprawa jest zabawna. Kiedy moi znajomi zaczynali jarać się rapsami i nucili "głuchą noc" ja przeżywałem swoje sercowe rozterki przy "kid a" i byłem bastionem niezalu w mojej podstawówce. Teraz kiedy od mojego zwrócenia rapsom honorów minęło już trochę czasu sięgnąłem po nowe nagrania Peji i mimo paru rzeczywiście świetnych momentów dalej tak pejowski odłam "ulicznego rapu" (który w wykonaniu Chady, JWP, czy dissującymi się z Peją chłopakami z Molesty po prostu uwielbiam) średnio kupuję. Skupmy się więc na "momentach" : z pewnością malujące szary obraz naszego społeczeństwa "Dzieci gorszego boga" (ze świetnym - "znów pod monopolem ta sama brygada kryzys"), nagrany ze śmietanką wielkopolskich raperów "głos wielkopolski" (zwrotka Kobry jest super), maksymalnie poruszający "Oddałbym" (odsyłam do tego co napisali na "porcysie"), energetyczny "kto ma renomę" (swoją drogą, trzeba mieć jaja, żeby po Zielonej Górze zapytać retorycznie - "kto robi gnój na koncertach?"), "Subliminale" (gdzie uczą gości zza granicy mówić "hwdp" i "fuck tede") i "P.S". No i jak dla mnie... to by było na tyle. Co nie zmienia faktu, że kto SLU dalej z pewnością mają renomę na blokach i dla ludzi mieszkających w szarszych blokach niż mój raczej znajdą tych mocnych punktów więcej. (5/10)

R.E.M. - Collapse Into Now

Że są rzeczy bardziej ekscytujące niż "joga i słuchanie R.E.M." każdy wie, ale mimo całej obciachowości i pewnej zdziadziałości ich muzyki tą płytą pozytywnie mnie zaskoczyli. Oczywiście - Stipe dalej brzmi jak koza (co sprawia, że nie kumam po co zaprosił do "It happend today" brzmiącego jak stara indianka Veddera), a muzycznie trudno mówić tu o jakichś zaskoczeniach. Mam kumpelę która bardzo się jara R.E.M - em i kiedy rozmawialiśmy o tej płytce doszliśmy do wniosku, że po próbie udowodnienia światu, że są bardziej starzy niż wszystkim się wydaje na płycie "Around the sun" i próbą udowodnienia, że są młodsi niż wydaje się światu i samym muzykom R.E.M na "Accelerate" wreszcie udało im się znaleźć złoty środek. I mimo, że rewolucji z reguły trudno szukać u zespołów działających 3 dekady to ładnych melodii, ładnie zaśpiewanych na których można zawiesić ucho poszukać już można. I tutaj takie mamy. Właściwie większość tych piosenek to niezłe strzały, a nawet jeśli nie to w każdym razie takie które są miłym "słuchadłem". No i dwa momenty totalne - dynamiczne, nawet trochę zdenerwowane "all the best" i totalnie poruszające "blue" z gościnnym udziałem Patti Smith (moim zdaniem równie dobry jak poprzedni wspólnie nagrany "E-bow the letter"). Jak na takich nudziarzy całkiem nieźle. (7.6/10)

Bright Eyes - The People's Key 

Płyta zaczyna się jakąś apokaliptyczną gadką w duchu "Goodspeed You!", ale kiedy wchodzi wokal wiemy już kogo słuchamy. Dalej jest smutno i pięknie... i dobrze, Elliott Smith nie żyje od mniej więcej ośmiu lat i mimo, że singer-songwriterów jest od cholery i ciut ciut to o ich wybitność można się spierać. W to, że stojący na czele grupy Conor jest mistrzem w swoim fachu nikt o zdrowych zmysłach nie wątpi. Każdy kto wcześniej zaprzyjaźnił się z jego twórczością nie powinien być rozczarowany, chociaż trudno też mówić w kontekście tej płyty o czymś powalającym, raczej o trzymaniu "mocnej średniej". Dziwny jest tylko ostatni na płycie, ewidentnie "New Orderowy" - "One for you, One for me". (7.4/10)

 

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.