Nie jesteś zalogowany

 22 (marcowe)

2011-03-15 14:16:41

Ponieważ ostatnio zapoznaję się z niebotyczną ilością muzycznych nowinek mój miesięczny cykl przyglądania się nowym ciekawostkom muzycznej sceny postanowiłem troszkę porozbijać...

Zombie Girlfriend - The Great Plain

Tutaj winę ponosi "dark center of the universe" i to, że czasem dobrze zassać sobie plik niespodziankę. Cóż, Zombie Girlfriend - typek z węgier, któremu udało się zgrabnie zrobić to co nie wyszło The Raveonettes na ich trzeciej płytce - twórczo pobawić się w przetwarzanie muzycznej tradycji lat 60'tych. I mimo, że z chłopięcą urodą podana "sixtisowska słodycz" dominuje to natrafiamy również na lo-fi w duchu yo la tengo ("driving song"), czy brzmienia których nie powstydziłby się na swoim debiutanckim albumie Kasabian, albo sięgając głębiej The Stone Roses ("Ocean songs"). Całość wyróżnia się na plus - świeżością i bezpretensjonalnością podania tematu. Widać, że pan "zombie girlfriend" taką stylistykę czuję i nagrał swoją 25-cio minutową płytkę bez napinki na zmiany w muzycznym świecie. Cóż, dla dzieci "indie 2.0" grzejących się pare lat temu co drugim kawałkiem na MTV2 będzie to z pewnością miła podróż po paru "oldschoolowych", niczym nie zaskakujących, ale dalej chwytającym za serca i nóżki motywach (8/10)

J. Mascis - Several Shades Of Why

Dinosaur Jr. jak większość wielbicieli niezależnego przełomu lat 80-tych i 90- tych bardzo lubię, ale nie będę ściemniał, że solowe albumy J. Mascisa, nie mówiąc nawet o The Fog, Witch, Deep Wound, Upside Down Cross, czy Sweet Apple znam na wyrywki. Powiem nawet więcej, gdyby nie wikipedia pewnie nawet nie wiedziałbym, że takie wynalazki w ogóle istniały. Pomijając moją wiedzę na temat twórczości tego pana - "Several Shades Of Why" to podobnie jak arcyciekawe "Trees outside the academy" Thurstona Moore (na którym z resztą Mascis udzielał się w roli producenta i wycinacza solówek) głęboki ukłon w stronę folkowej tradycji. Może to zabrzmieć jak "szarganie świętości", ale ten rodzaj aranżacji w tym momencie robi na mnie większe wrażenie, niż "Farm" Dinozaura. Charakterystyczne gitarowe motywy i wokal Mascisa w takiej właśnie akustycznej oprawie tym mocniej odsłaniają piękno tych kompozycji, które zaaranżowane zespołowo mogłyby stracić dużo uroku. I mimo, że całość jest spójna pod kątem klimatu przez te 40 minut trudno się znudzić tym czym częstuje nas siwy dziadzio Mascis, a "Can I", "What Happend" będą przynajmniej dla mnie jednymi z najpiękniejszych kompozycji tego roku... a "several shades of why" zapewne jedną z najpiękniejszych, najbardziej wyciszających i skłaniających do zadumy płyt. Od tego właśnie ma się dziadków. Jeden z moich znajomych przy okazji wydania "Farm" namaścił Dinosaur Jr. na jako "typ przekorny" na następców Neila Younga, wtedy troszkę się krzywiłem, teraz wiem co miał na myśli. Słuchajcie! (9.7/10)

Gil Scott-Heron/Jamie XX - I'm New Here

"eksplozja, doznań fuzjia, Gil Scott-Heron" vs "dubstepu suchają, narkomany jebane" = (5.8/10)

Grouplove - Grouplove

To akurat epka z końcówki roczku zeszłego, ale mam wrażenie, że mało osób o nas w ogóle o tym wynalazku słyszało, a szkoda, bo mimo, że nie wszystko jeszcze powala potencjał jest i to duży. Najpełniejsze odbicie póki co znalazł on w otwierającym całość "Colours". Życzyłbym każdej post-pixesowskiej kapeli obracających się w okolicach alternatywy wszelakiej takiego kosiora. Zaletą legitymowania się takim kosiorem jest to, że chciało mi się słuchać całej epki, wadą to, że otwierając epkę czymś tak kapitalnym trudno utrzymać u słuchacza uwagę przy numerach słabszych (a taka niestety jest reszta tej płytki). Ale nie dramatyzujmy, teraz kiedy słońce wyszło zza chmur pierzyny można całość przesłuchać na dzień dobry i przy paru momentach się szeroko uśmiechnąć. Dla ludzi, którzy chcieliby posłuchać takiego pół-akustycznego, trochę wygładzonego pixies. Aha, no i nie przejmujcie się nazwą. (6.5/10)

VNM - De Nekst Best

Na pisanie angielskich tytułów po polsku miałem zajawkę w podstawówce, okładka może nie jest tak koszmarna jak ostatniego Fokusa i na pewno nie tak obciachowa jak rzeczy którym poczęstował nas jakiś czas temu "popkiller" (polecam!), ale też mogłaby być lepsza. No nic, ale przynajmniej moim zdaniem VNM przykłuwa uwagę już od jakiegoś czasu. Płytka nie tylko to potwierdza, ale też pozytywnie zaskakuje. O piorunującym flow wiadomo było nie od wczoraj, ale o większym kunszcie tekstowym (z którego tak nabijał się jakiś wieśniak z rap pudla) dowiedziałem się właściwie dopiero teraz, bo poza typowych "bragów" pojawiają się rzeczy bardziej refleksyjne ("widzę ich", "róże betonu") przypominające trochę to co wyczarował Pyskaty na swoim ostatnim krążku. Dodajmy do tego świetne, kopiące beaty, dobre featurigi z ekstraklasą (Ten Typ Mes, Włodi, Pyskaty, Pezet) i undergroundowymi ziomkami i mamy (wyjmując tracki 2 i 3) kawał dobrych rapsów. A "Placek z Haszem" musi poznać każdy miłośnik gry na konsolach i gry w zielone. Dla takowych ten numer będzie prawdziwym hymnem. (8/10)

 

 

Nie dodano tagów



Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.