Nie jesteś zalogowany

 Charlie was heartbroken, czyli Telefon Tel Aviv, "Immolate Yourself"

2010-06-21 19:47:00

Wspominałam przy okazji Jamesa Holdena przybliżone okoliczności poznania zespołu Telefon Tel Aviv. To było dawno, to było w zeszłym roku, a że zeszły rok minął mi głównie na przekonywaniu się, że jestem zakochana w ciepłym freak folku i innych frakcjach podchodzących bardziej pod giatry niż elektronikę, to i panów z Chicago odsunęłam na później.

Witajcie w świecie później. Naprawdę później, bo początki z jedyną znaną mi na razie płytą grupy, tym właśnie Immolate Yourself, którym się jużjuż zajmujemy, były niezbyt zachęcające. Depresyjna, trochę płynąca, mocno podbita elektronika. W sumie to podbicie i płynięcie pasuje, bo zmierza w stronę depresyjną.

Krótka refleksja. Czysta, biała karteczka, trochę szarych znaków, ale zapisanych pod linijkę. Poczułam się nieco rozczarowana. Tu znów szybki przeskok do myśli Holdenowych: lubię nie rozumieć, lubię wracać, lubię być zaskakiwana, lubię kombinować, nie chcę po dwóch przesłuchaniach otrzymywać gotowej odpowiedzi, ciepłej, czekającej na złożone równiutko białe karteczki, szufladki.

Witajcie w krainie kolejnego, jeszcze późniejszego później. Kolejne podejście do Telefonu, po jakichś czterech miesiącach. Tutaj nastąpił wzrost zainteresowania. Może to kwestia zmiennej, szarawej pogody. Szarość ze słuchawek przeszła na zewnątrz, zewnętrze pasuje do przestrzeni wytwarzanej w słuchawkach. I senność, zdecydowanie senność, wszystkim zawładnęła senność. Płynące wokale stanowią dobrą formę porozumiewania się z taką rzeczywistością.

Wyciągamy papiery z szufladki. Dokładamy do tego kolejne, i to nie tylko ze swoją refleksją, ale i z suchą częścią informacyjną. Z pewnym zdziwieniem czytamy o śmierci połowy duetu w 2009, samobójstwo, nie samobójstwo. Potem zapoznajemy się z wpisem Joshuy Eustisa o zmarłym. Wiem, że to może dziwnie zabrzmi, ale wpis mnie zachwycił. No, w każdym razie powiedzenie o Charliem witty, heartbroken guy. Właśnie tak, właśnie to jest klucz do podsumowania tej płyty, właśnie tego szukałam. Odkrycia, że za depresją, za górnolotnymi tytułami (You Are the Worst Thing in the World, Immolate Yourself) widzę nie czarną dziurę, ale odrobinę romantyzmu. Smutne ciepło. W Immolate Yourself, kończącym płytę, otrzymujemy wyśpiewywane delikatnie down, down again. Jest jednak w wokalach jakaś nutka Junior Boys. Przejścia mają coś ożywczego, syntezatory wprowadzają lekki posmak niezapomnianych lat osiem zero, pastelowy pejzaż z odrobiną brokatu. Rozumiana depresja.




Skomentuj

Komentarze: 0

Nie dodano komentarzy.
Logowanie
Zapamiętaj mnie
Bezpieczne logowanie (SSL)
Zapomniałem hasła
» zarejestruj się!