przejdź do bloga

Moje komentarze

09.05.2010
@Paweł
@Trochę zagalopowałem się w stwierdzeniu, że twórczość Gagi jest wyzuta z niuansów - to rzecz jasna nadużycie (twoje uwagi do szczegółów klipu "Telephone" ważne w tym kontekście), natomiast całokształt naprawdę nie wydaje mi się uderzać powyżej przeciętnej

No a mnie się wydaje, że - w konwencji świata popkultury - całokształt tej kreacji uderza ponad przeciętną, na wyjaśnienie czego poświęciłam już naprawdę kilkadziesiąt tysięcy znaków tu i ówdzie - i jak to rozwiążemy, kto ma rację? :)

Tak mi teraz przyszło do głowy, okej, może się wygłupię, ale niech będzie: jeśli potraktować „Video Phone” i „Telephone” jako obrazy, które w pewnym sensie się zazębiają, bo stanowią swoje nieformalne przedłużenie, to czy pokrętnym McGuffinem nie będzie tu rzecz niedosłowna – „tarantinowatość”. Zwróć uwagę, że teledysk „Video Phone” otwiera minuta, która wydawała się kompletnie irracjonalna. Przypomnę: Beyonce w masce a la członkowie Obłędu 88 z „Kill Billa” w rytm tarantinowskiej muzyki maszeruje ulicą wraz z męską asystą, zresztą również nawiązującą garniturami z jednej strony do Obłędu 88, z drugiej do „Wściekłych psów”. A następnie totalna zmiana scenografii. WHAAAAAAAAAAAAAAAAT?! O co chodziło z tym Tarantino?! A potem przychodzi „Telephone” i ten motyw Tarantino znajduje swoje uzasadnienie i jesteśmy ciekawi, jak zostanie pociągnięty, chociaż de facto jest to najmniej istotne dla fabuły jako takiej.
09.05.2010
Przede wszystkim dzięki za miłe słowa! Ale do rzeczy:

1. Wbrew pozorom, Gaga niezbyt często wypowiada się publicznie jakoś szerzej, na ogół są to wywiady przy okazji występu w show telewizyjnym, a tam tematy oscylują głównie wokół kilku wątków: muzyka, moda, popkultura, fani, sława plus ewentualnie Polaroid. No i miała też kilka dużych wywiadów do prasy – uogólniając - tematyka podobna. W pewnym momencie połapała się, że faktycznie jest już *osobą publiczną*, i zaangażowała się w dwie spore sprawy: ogromny wiec gejowski w Waszyngtonie w ubiegłym roku, na którym przemawiała, oraz kampanię charytatywną MAC Viva Glam, w której wzięła udział wraz z Cyndi Lauper – chodziło o świadomość seksualną i AIDS. Była jeszcze ta akcja dla Haiti – ale może to zostawmy, przy takich tragediach gwiazdy na ogół angażują się w pomoc – co i jak chcą na tym ugrać, inna sprawa.

Moim zdaniem te publiczne wystąpienia zazębiają i dopełniają się jakoś logicznie z całą resztą jej działalności – nie są ani mniej, ani bardziej istotne i wymowne. Nie chcę być źle zrozumiana – nie uważam, by popkultura diametralnie i zwłaszcza błyskawicznie zmieniała porządek społeczny i świadomość społeczną, sądzę natomiast, że może działać ona podskórnie, podprogowo i między wierszami.

2. Rock etc. Świadomie przerysowałam tę „opozycję”, by podkreślić, jak wciąż żywe – niestety – są te podziały na ambitną, ważką i zaangażowaną muzykę rockową oraz miałki, plastikowy pop – i nie mówię tu wyłącznie o doborze tematów w warstwie lirycznej i pozamuzycznej w ogóle, czyli wizerunku, ale również o samej muzyce, podczas gdy część (tak jak w każdym gatunku istnieje dobra i zła reprezentacja) tej muzyki na poziomie aranżacyjnym czy piosenkopisarskim to są rzeczy wybitne, z tym że popowi wartości często nadal odmawia się niejako z urzędu (to się i tak już bardzo zmieniło, co mnie ogromnie cieszy). Z tego stereotypowego i leniwego myślenia bierze się właśnie brak społecznego przyzwolenia dla popu na wyjście z wyświechtanych schematów. Inna sprawa, że nieszczególnie lubię, gdy treści polityczne/społeczne w muzyce podane są wprost – „Heal The World” albo „Earth Song” Jacksona jest tu właśnie przykładem rażącej naiwnością i patosem piosenki (choć to też odrobinę problematyczne, bo przy MJ musimy wziąć pod uwagę jego szczególnego rodzaju wrażliwość i tę ufność pokładaną w muzyce; innymi słowy wszyscy polegliby tu z kretesem, MJ wciąż jednak broni się w warstwie ideologicznej za sprawą swojej dziwacznej prostoduszności).

Tam, gdzie przekaz utkany jest między wierszami, w metaforach, pokrętnych symbolach, wzrasta moje zainteresowanie. Dlatego też ta linijka Dody jest oczywiście niesmaczna - taki wers wybrzmiałby nie na miejscu w ustach niemalże każdego, niezależnie czy jest artystą popowym, czy bardem. Zły tekst pozostanie złym tekstem. Jednakowoż oczywiście zgodzę się, że w estetyce folkowej, w świecie barda z gitarą czy w muzyce – oględnie mówiąc – wyrastającej z kultury w jakiś sposób uciśnionej przyzwolenie na dobór tematów zaangażowanych oraz retorykę bardziej perswazyjną jest większe. Wszędzie indziej wyczucie smaku oraz zdolność poruszania się w metaforach jest wskazana – tylko sprzeciwiałabym się licencjonowaniu tematów, naprawdę.

3. Siłą Madonny jest idealne połączenie w latach 80. kapitalnej, rewelacyjnie napisanej muzyki oraz totalnie świeżego, coraz odważniejszego wizerunku. Ten pakiet zapewnił jej nieśmiertelność. A najlepszym numerem Madonny, moim skromnym, zdaniem jest „Into The Groove”, ale to może już nam Glebogryzarka rozpisze (żadna uszczypliwość! Na urodziny chciałabym sobie przeczytać top 5 singli Madonny od strony formalnej)

4. Autentyczność. To jest temat, w którym muszę uciec się do bardzo niskich chwytów, ale naprawdę nie wiem, jak to mogę lepiej zobrazować. Po pierwsze, David Bowie w 1972 roku na płycie „Ziggy Stardust” powiedział wszystko o tym, jak wydmuszkowata, groteskowa i naiwna w gruncie rzeczy jest kategoria autentyczności. Gość koncept albumem o przybyszu z kosmosu po prostu zamknął temat. Po drugie, genialny basista zaangażowanego, rockowego zespołu X, który w życiu nie napisał choćby jednego numeru dla tego zespołu, jest mniej autentyczny od lidera, który pisze teksty, oraz gitarzysty, który pisze muzykę? W powszechnym postrzeganiu nie, ponieważ jest członkiem zespołu rockowego. Czy rewelacyjna wokalistka pop Y jest autentyczna, gdy śpiewa teksty pana A do muzyki pana B, jest autentyczna? W powszechnym postrzeganiu nie, ponieważ jest piosenkarką pop. Czy Elvis Presley był autentyczny? Wszak śpiewał „tylko” czyjeś piosenki. „Gdy ktoś śpiewając teksty i wykonując określone melodie wyraża swoje emocje, swoją wrażliwość i swoje przekonania - możemy mu zaufać” – napisałeś, Jordanie, ale zaraz, wokalista nie jest wyłącznie zaprogramowanym do wydobywania dźwięków robotem – śpiewanie, performens, interpretacja – to wszystko również jest sztuką, w której kumulują się charyzma, talent, emocje, wrażliwość i kreatywność wykonawcy. Ostateczna wersja zawsze jest przefiltrowana przez osobowość wykonującego dany utwór, nigdy prawdopodobnie nie jest to wyłącznie czysta biegłość techniczna. W moim świecie Jackson jako interpretator muzyki i liryka Tempertona jest artystą, nie wyłącznie przekaźnikiem emocji kogoś innego. A kapitalny utwór wciąż pozostaje kapitalnym utworem, niezależnie czy napisał go Temperton, czy Jackson.
07.05.2010
Oj, Pawle, problem z tą rozmową wygląda tak, że Ty już obrałeś dawno temu stanowisko na nie i nic Cię nie przekona, podobnie jak mnie – w tej chwili – w drugą stronę. :) Jeśli chodzi o wideoklip do „Telephone” to najbardziej inspirującą rzeczą, jaka się w nim pojawia, są ujęcia, gdy Gaga jest naga i owinięta w strategicznych miejscach taśmą policyjną z napisami „crime” – sorry, ale to jest rewelacyjne. Znakomity jest też motyw, gdy Gaga szykuje truciznę – składniki, które tam dorzuca, noszą nazwy zaczęrpnięte z „Gwiezdnych wojen” – kapitalna symbolika technologii i futuryzmu w zbrodni przeciwko po pierwsze mężczyźnie, po drugie ludzkości, bo przecież tam ostatecznie ginie cały bar. Co do „Bad Romance” to kwestia prezentowania tam swojej urody też jej dyskusyjna – znajdują się tam przecież sceny, gdzie makijaż i kostium jednoznacznie nawiązuje do transwestytyzmu. Albo zielona kreacja od McQueena w BR – to jest również operowanie turpizmem. Dla mnie te wideoklipy nie są przeciętne, to są najlepsze teledyski, jakie widziałam od kilkunastu lat, serio (przy czym Telephone moim zdaniem słabszy i od BR, i od Video Phone, ale przede wszystkim przez nieustanne zaburzanie flow dialogami).

@ albo: pani uprawia taniec synchroniczny przed swoim kochankiem i... już

Nie mogę sobie przypomnieć tej sceny. O co chodzi?

@ona zamiast eksponować swoje braki stara się je ukryć przecież
Trochę o tym pisałam wcześniej: „Aby zbliżyć się do esencji Lady Gagi, trzeba uchwycić jej pokrętną logikę: znajdź estetykę, która będzie nasycona niewiarygodnym obrzydzeniem, szpetotą i jednocześnie będzie generować irracjonalne piękno oraz nieskończony seksapil. Gdy Gaga przykleja sobie do twarzy tysiące koralików, przyodziewa geometryczne kostiumy, owija się taśmą policyjną, przyczepia do łba homara, fetyszyzuje ciało, nakłada transwestycki makijaż, napastuje orkę i uruchamia pochód grubiańskich syntezatorów oraz ordynarnego bitu – tak, ona chce być piękna. Na swój wypoczwarzony, nerwowy i graniczny sposób: z jednej strony nawiązujący do współczesnego, powszechnego kanonu urody, z drugiej gloryfikujący wrażliwość niepożądaną i niewygodną.”
07.05.2010
Pawle, ale do czego zmierzasz, pisząc, że dla przeciętnego odbiorcy (nieprzygotowanego kulturowo na odczytywanie tych różnych symboli, metafor, intertekstów, nawiązań etc.), nic z tego nie wynika? To chyba naturalne, że ktoś, kto nie ma pewnego bagażu wiedzy, z niczego nie wyciągnie zbyt wiele (inna sprawa, że gdy się posiada tej wiedzy zbyt wiele, to się nadinterpretuje; ale to inny temat, o którym choćby teoria literatury napisała już setki elaboratów). Przeciętny odbiorca wyciągnie sobie z tego samo oswajanie się z niewygodną estetyką (od urody, przez groteskę, burleskę i turpizm, po niejednoznaczną seksualność; plus kreowanie na swój sposób wizerunku niezależnej kobiety) i wyjątkowym ekscentryzmem (chociażby te wskazane przez Ciebie stroje). To jest coś, o czym pisałam wyżej w komentarzu: adaptowanie się nieprzeciętnej wrażliwości w życiu codziennym, akceptacja poprzez nieustanne obcowanie z czymś bardzo sugestywnym. Pytasz się, co wynika dla osoby, która SŁUCHA „Bad Romance”. Rzecz w tym, że przy tak zintensyfikowanej obecności Gagi na rynku – ludzie jej siłą rzeczy słuchają/oglądają/czytają o niej. Pełny pakiet. Zatem mówienie wyłącznie o muzyce w kontekście ewentualnego wpływu na popkulturę i odbiorców jest wręcz niemożliwe. Strasznie mieszasz te porządki – kto i gdzie pisze, że muzyka Gagi jest przejmująca, intrygująca i inspirująca? Jej muzyka jest co najwyżej lepiej-gorzej skrojonym dance-popem (chociaż nie da się odseparować liryków, a te przecież operują wymienionymi wyżej elementami, które mają swoje uberprzedłużenie w wizerunku), dopiero fuzja wszystkich czynników, które nie mogą w tym przypadku bez siebie istnieć, jest szalenie rozpalająca wyobraźnię.

Przepraszam, że za bardzo nie odniosę się do Mansona, bo nie jestem znawczynią wszystkich jego posunięć, ale pamiętam doskonale wideoklip do „The Dope Show” (ten z androgynicznymi klonami) i podejrzewam, że na zasadzie podświadomego przyswajania, nie był on bez znaczenia dla kształtowania się mojej wrażliwości. :)
06.05.2010
Agnieszko, ale to jest odrobinę stawianie sprawy na zasadzie czarne – białe, ta debata w najjaskrawszym wymiarze miała już miejsce w latach 70., gdy po jednej stronie feministki żądające całkowitego zakazu zaczęły wyciągać argumenty na miarę najbardziej zapalczywych konserwatystów, po drugiej – po Flintowsku – pojawił się obóz przede wszystkim przeciw cenzurze jako takiej. Dziś pewnie najpopularniejsze jest stanowisko „przeciw cenzurze, czasem przeciw pornografii” (w jej najbardziej drastycznych i jawnie nawołujących do przemocy przykładach), przy czym sporą poparciem cieszy się punkt widzenia choćby Pussy Power, optujący za specyficzną pornografią kobiecą – partnerską, uwzględniającą większą zmysłowość, grę wstępną i operującą pięknem ciała, dopuszczającą przemoc tylko i wyłącznie przy wyraźnym zaznaczeniu, iż mamy do czynienia z fantazją etc. (co jest dla mnie też nieco dyskusyjne – kto i dlaczego ma decydować, że właśnie akurat taka jest kobieca wrażliwość; też jest to w pewnym sensie uciekanie w stereotyp). To jest oczywiście spore uproszczenie, zwłaszcza, że jest to projekt z kręgów Von Trierowskich, niełatwych do interpretacji, więc może tutaj zakończę, szczególnie, że znam tę historię wyłącznie z lektury. Jeśli chodzi o popkulturę, która – co jest oczywiste – używa bardzo uproszczonych symboli, stosuję tu – jeśli już – określenie „uliczny feminizm”, czyli bardzo intuicyjny, spontaniczny, podskórny, nieodparty żadną teorią. W tę linię wpisałabym gesty Madonny, Gagi, Beyonce, Kelis, Salt-N-Pepa etc. czy choćby przy okazji płyty „Rated R” wspomnianej Rihanny. Co ma być nazwane „pornografizacją”, pokazywanie nagości w wideoklipach, wręcz obiektów sesualnych? Jasne, tylko że w wielu teledyskach/lirykach wymienionych wyżej postaci – ten wątek jest odwracany, polemizowany, siła atrakcyjności tych kobiet jest kierowana przewrotnie przeciw mężczyznom, rzucana jako wyzwanie (naprawdę, teledysk do utworu „Video Phone” jest znakomitym przykładem). Odmawianie kobietom prawa do wyzywającego wizerunku jest również szczególnie dyskusyjne w przypadku czarnych kobiet – w tej kulturze w ogóle cielesność, seksualność funkcjonuje w nieco innym kontekście niż w białej tradycji; czarna wrażliwość bardzo zazębia się z instynktownością, cielesnością właśnie (nie ogarniesz r&b, tych wszystkich nasyconych erotyzmem wokaliz, jeśli nie spróbujesz przyjrzeć się czarnej wrażliwości). Do czego chaotycznie zmierzam: chodzi o to, że teoria powstaje gdzieś w think tankach, na zapleczu życia codziennego, w hermetycznych środowiskach, których język nie dociera do przeciętnego człowieka – popkultura od przewrotnej postaci Bettie Page, przez Madonnę i „Seks w wielkim mieście”, po Beyonce i Lady Gagę tę potrzebę myślenia o własnej seksualności i społecznej roli wtłacza w uproszczone czytelne slajdy (mniej lub bardziej); ta teoria p potrzebuje nieustannie klarownej, by nie rzec populistycznej miejscami, egzemplifikacji, potwierdzania i sygnalizowania w soft-rzeczywistości i tym właśnie bywa czasem popkultura.
1 2 z 2