Nie jesteś zalogowany

Posty z kategorii: "zombie rave"


Let's have a pow wow

2010-07-28 00:47:47

 

Sprowokowana nieco komentarzem youthless pod moim tekścikiem na temat Prince Rama of Ayodhya, postanowiłam urzeczywistnić jej prośbę i sprokurować playlistę na imprezę zwaną pow wow. Ale najpierw... krótki wstęp. Ok, wcale nie taki krótki. I dość chaotyczny. I zdecydowanie zbyt osobisty. 

 

Pow wow jest konceptem po pierwsze obcym naszemu kręgowi kulturowemu, po drugie niezbyt też znanym, w przeciwieństwie do powiedzmy analogicznych imprez przybyłych do nas z krajów anglosaskich, np Halloween.

Posługując się dalej przykładem Halloween: w wyniku bezlitosnej eksploatacji przez globalną kulturę konsumpcyjną, straciło ono cały towarzyszący mu mistyczny nimb, który otacza wszystkie pogańskie święta. Święta, często z różnymi domieszkami tradycji wczesnochrześcijańskiej, celebrują potęgę natury, cykl życia i siłę pierwotnej wspólnoty. Rzecz jasna, fascynacja współczesnego człowieka... w porządku, koniec z próbą obiektywizacji wypowiedzi za pomocą takich zwrotów. Od tej pory nie wypowiadam się w niczyim imieniu. Rzecz jasna, MOJA fascynacja pogańskimi rytuałami ma wiele wspólnego z mitologizacją pierwotnych społeczeństw. Jednak mitologizacja nie bierze się znikąd, owe święta i obrzędy zawierają coś niesamowicie pociągającego we współczesnych czasach dla kogoś takiego jak ja, kilka aspektów, które mogą otrzymać nowe znaczenie w kontekście współczesnej kultury, zwłaszcza zachodniej kultury wielkomiejskiej.

Z krótkiej dygresji zrobiła się długa (blog sternowski, hahahaha!) i nie do końca wspólna z tematem, ale do przekazania tego, co chcę, potrzebne jest skrócone opisanie idei przyświecających takim rytuałom jak pow wow, jego ewolucja w obecnych czasach i zaznaczenie kontrastu pomiędzy dawnym a dzisiejszym obrzędem oraz jak może on zostać wykorzystany w kulturze współczesnej.

Podczas gdy u nas temat pow wow jest zgoła nieznany, to jednak w Stanach Zjednoczonych jest, naturalnie, rzeczą stosunkowo powszechną. Pow wow bowiem to amerykańska tradycja celebracji plemiennej, odgrywająca rolę integrującą, religijną i kulturową. Niegdyś organizowane cyklicznie przez plemiona i zamknięte dla obcych, obecnie pow wow są otwarte dla wszystkich nastawionych przyjaźnie i chętnych do poznania kultury Indian. Na celu ma to przede wszystkim upowszechnienie wiedzy na temat rdzennej kultury Ameryki Północnej i, wbrew pozorom, nie jest to do końca taka impreza, jakbyśmy sobie to chcieli wyobrażać i jak - przyznam - do pewnego czasu ja sobie wyobrażałam. W każdym razie, na pewno nie dla przybysza z zewnątrz, ponieważ wtedy wolno ci być co najwyżej biernym obserwatorem, zachowującym szacunek i dystans, a wszelka inicjatywa kontaktu wychodzi ze strony uczestników. Zachodzi tu typowa korelacja – wiadomo, ginąca w dobie globalizacji kultura otwiera się na dominującą nację, z którą jest juz praktycznie rzecz biorąc zasymilowana, zaledwie płynie gdzieś na marginesie. Coś za coś – Indianie chronią swoją kulturę pokazując ją innym, ale traci ona na tym samym swój wewnętrzny charakter. Bo to, co dotychczas było silnie indywidualnym przeżyciem mistycznym, zostaje z tego odarte. Choć ciągle jest elementem kultury, zintegrowanym z systemem społecznym i kategoriami myślenia, czymś niejako oczywistym dla danej społeczności, nie posiada już swojego magicznego wymiaru. Mamy więc opozycję - uczestniczących w pow wow członków plemienia i obserwatorów. 

Kluczowy jest dualizm, który chcę unaocznić: w ojczyźnie tej tradycji, pow wow zmienił się z mistycznego, gnostycznego, religijnego przeżycia połączenia ze wspólnotą i naturą w obrzęd, show propagujący kulturę indiańską. Nie chcę tutaj wartościować, jednak wszyscy zdajemy sobie sprawę, że pierwotny charakter tego wydarzenia został zatracony i w pewien sposób zracjonalizowany, wyzuty ze swojego mistycyzmu. Choć idee są pozytywne, to modernizacja tego ceremoniału jest użytkowa i stuprocentowo nastawiona na funkcjonalnizm w zakresie globalnym. Analogiczne do tego może być przekonanie dużej części tolerancyjnie nastawionych agnostyków i ateistów, do których i ja się zaliczam, iż religia to jedna wielka bzdura, lecz pełni (i co do tej części zgadzają się chyba wszyscy badacze zajmujący się naukami społecznymi i nie tylko oni) ważną funkcje społeczną, zapobiega anomii, rozpadowi społeczeństwa za pomocą kształtowania norm i wiązania wspólnoty wokół pewnej tożsamości. Podobna racjonalizacja i zmiana celowości podobnych rytuałów została przeprowadzona właśnie przypadku pow wow, tylko na innej zasadzie.

ALE. W oczywisty sposób wiele elementów kultury pierwotnej, pogańskiej czy wczesnochrześcijańskiej nie ma absolutnie nic wspólnego z współczesnymi rytuałami w religiach dominujących. Kluczowym dla zrozumienia różnicy są nie odmienne cele wyszczególnionych tu dwóch biegunów, albowiem cel ogólny jest podobny – zjednoczenie z siłą nadprzyrodzoną.

Jednak we współczesnych obrzędach za wiele wagi przykłada się do reguł i obrzędu jako takiego. Dosłowny przerost formy nad treścią. Jedna z dwóch funkcji religii - poza umożliwieniem zjednoczenia się z bogiem - funkcja integracyjna została doprowadzona do granic absurdu. Jedność i nadrzędność wspólnoty stała się celem najwyższym i niszczącym indywidualizm jednostki, także indywidualizm w wewnętrznym przeżyciu mistycznym, a tym samym pozwalając na sztuczność w tej wspólnoty powstawaniu i kontynuacji. (Oczywiście, nie mówię, że to nie istniało i nie istnieje w plemionach pierwotnych i obecnych plemionach nie zeżartych przez współczesną kulturę dominującą. Nie mówię, że na tym drugim biegunie nie istnieją obrzędy bezsensowne, brutalne, głupie, robione tylko dlatego, że tak nakazuje tradycja; tu sztandarowym przykładem jest obrzezanie kobiet. O tym trzeba pamiętać, ale ten tekst jest o pow wow i analogicznych obrzędach występujących w innych kulturach).

Tekst został podzielony, bo wywaliło serwer. srsly, tak naprawdę wierzę, że nikomu się nie chce czytać niczego, jeśli jest zbyt długie, więc podzieliłam.


Hmm, czy nowe Crystal Castles to witch house?

2010-06-20 00:21:06

Ja wiem, to jest wątpliwa teoria, ale chodzi mi to po głowie już od jakiegoś czasu. Wątpliwa z kilku powodów:

  1. Witch house to joke genre. Jeżeli nie kminicie klimatu, na topie teraz są: okultyzm (alternatywna nazwa to occult house), sekty, satanizm, ofiary z dziewic, trójkąty (niektórzy dokonują kreatywnego rozwinięcia joke genre i tagują jako trianglecore), magię chaosu, tytułowe czarownice, exploitation i b-movies z lat 60., 70. lub 80., (najlepiej skręć z tego klip, jeżeli nie masz pod ręką, może być młodsza dekada, tylko pamiętaj o nałożeniu dobrego ziarnistego vintage effect). Mamy więc też odświeżenie romantycznej estetyki gotyckiej, mindfuck i psychodelię, zdecydowanie moje klimaty.

  2. Moja techniczna wiedza na temat muzyki = 0, więc tak naprawdę, to co sobie naskrobię jest a) subiektywnym rezultatem przeżyć związanych z muzyką... b) ...i tak naprawdę kwalifikuje się do nowego gatunku pseudoliterackiego musical fiction.

  3. Podobieństwo jest pewnie przypadkowe i im dłużej edytuję tego posta, tym bardziej wątpliwe mi się wydaje. Po za tym cierpię na muzyczną schizofrenię.

  4. Nie jest ono też na tyle uderzające, aby wskazywało wyraźnie na inspirowanie się w jednę, bądź drugą (!), stronę...

  5. ...zwłaszcza, że CC ciągle pozostaje zespołem tanecznym, mamy 120 bpm i wzwyż, gruby bicik raz, dwa, trzy, cztery, dancefloor baby. Nie to co rozleniwiona, pławiąca się w swoim plugastwie witch house'owa połamana perkus... software synth. Tym razem "house" w nazwie to zmyłka.

  6. De facto to o czym myślę dotyczy zaledwie kilku kawałków z nowej płyty, toteż nie ma się czym podniecać.

Ale z drugiej strony tabelki mamy:

  1. przesterowany krzyczący wokal, ewentualnie szumiący gdzieś w tle, niczym jeden z dźwięków.

  2. Crystal Castles - Violent Dreams

    i  Salem - Redlights:


  3. White Ring - Suffocation. Potencjalnie nowy singiel Crystal Castles.


  4. intro i ending Baptism, tam gdzie nie ma jeszcze porządnego 8-bitu


  5. Crystal Castles - Year of Silence

  6. White Ring - Roses

    Crystal Castles - Fainting Spells

  7. Okładka płyty CC(II):

    cmentarz na pustkowiu, mały, mroczny chłopczyk?

    Mały, mroczny chłopczyk, który wygląda jak dziewczynka (yay for gender-bender) i syn szatanaCmentarz na pustkowiu? Jak to nie tchnie witch house'ową estetyką, to ja nie lubię trójkątów.

PS. Ostatnimi czasy nawet Fever Ray zostało otagowane jako witch house. Klimaty podobne, choć tu bardziej kłaniałby się tribal-pagan-scandinavianfolklore-witch-house.


PS 2. Ostatnio pojawił się (znowu) kolejny mniej lub bardziej żartobliwy termin "zombie rave", którym posługuje się Mater Suspiria Vision i 
ℑ⊇≥◊≤⊆ℜ, a jeden z masowo produkowanych klipów można oglądać tu.

 


« wróć czytaj dalej »
Logowanie
Zapamiętaj mnie
Bezpieczne logowanie (SSL)
Zapomniałem hasła
» zarejestruj się!