Nie jesteś zalogowany

Wiosna, lato, jesień, muzyka!

2011-04-01 18:25:43

Słoneczko świeci, ptaszki ćwierkają, jest wesoło, biesiadnie i śpiewająco. Dlaczego? Zima odeszła, śniegi stopniały i przyszła nareszcie wiosna. A wiosna w tym roku zwiastuje kilka rzeczy, czyli kolejne kontrowersje z katastrofą smoleńską, kiepską grę naszej reprezentacji, komplikacje z euro 2012, wybory i resztę dość smutnych wydarzeń. Gdzie więc szukać pocieszenia, nadziei i motywacji? Chyba jedynie na polskich festiwalach muzycznych. Organizatorzy ujawniają lineupy, miejsca, bilety i inne szczegóły, media prześcigają się w podawaniu informacji, facebookowe fanpage'y pękają w szwach, więc należy chyba wspomnieć w kilku słowach o tym, co elektronicznego nas czeka w tym roku.

3-6 czerwca, to Selector Festival, festiwal może nie stricte elektroniczny, ale ściśle z muzyką elektroniczną powiązany. Alter Art trafił ze swoją koncepcją, bo fanów 'popowej' elektroniki u nas nie brakuje. Sam festiwal chyba też nie narzekał na frekwencję w poprzednich latach, kiedy w Krakowie goszczono między innymi Faithless i Royksopp. W tym roku w lineupie znaleźli się miedzy innymi Crystal Castles, którzy robią ostatnio duży szał, zwłaszcza wśród nastolatków, a także Katy B, znana ze współpracy z Bengą i Magnetic Manem. Pomysł ciekawy i można się domyślać, że chętnych nie zabraknie.

30 czerwca - 3 lipca, czyli polska duma - Heineken Open'er Festival. Tak, tak, największą gwiazdą oczywiście jest Coldplay, ale mowa miała być o artystach elektronicznych. Po pierwsze, będzie Caribou, autor jednej z najbardziej pożądanych płyt elektronicznych, czy też popowo -  elektronicznych, jak kto woli, w ubiegłym roku. Spekulowano wiele, gdzie w Polsce będzie można będzie usłyszeć pana Snaitha, no i już wiemy. Po drugie - Simian Mobile Disco w wersji live. Tych panów gościliśmy w ubiegłym roku na Audioriver i w klubie 1500m2 do wynajęcia w wersji djskiej, tym razem wersja live, czyli ich klubowo - brzdękające hity, mające wielu zwolenników. Trzeba też wspomnieć, że przyjedzie Deadmau5, którego już nawet nie umiem teraz zaszufladkować. Organizatorzy zapowiadają, że jego występ, to najbardziej spektakularny projekt koncertowy w muzyce elektronicznej, z czym się jednak trochę zagalopowali, bo taka opinia ociera się o kpinę. Line up nie jest zamknięty, więc ktoś elektroniczny prawdopodobnie na Babie Doły jeszcze przybędzie.

29 - 31 lipca, czyli w końcu to, co lubię najbardziej, a mianowicie Audioriver w Płocku. Bilety można kupować w ciemno, namiot i miejsce na namiot również (tylko wcześniej, żeby zdążyć!).  Kto w tym roku? Lineup ogłoszony częściowo, ale szał robi już zapowiedź występu Trentemollera (wspominanego przeze mnie już 2 razy), tym razem nie w wersji djskiej, ale w wersji live z całym zespołem. Powiem szczerze, że aż się boję. Do tego Paul Kalkbrenner live, którego przyjazd aż tak bardzo mnie nie cieszy (ile można słuchać i oglądać 'Berlin Calling'?), no ale podobno ma być coś z nowej płyty, poza tym berlinowocallingowych fanów zamiast ubywać, to przybywa, więc miejsce przed sceną raczej będzie zapełnione. Będzie też w końcu Reboot, którego ja osobiście obstawiałem w lineupach już dwóch poprzednich edycji, ale teraz się doczekaliśmy. No i trzeba powiedzieć o panach z Modeselektor, którzy byli już w Płocku, jako Moderat i zapowiedzieli, że muszą wrócić, więc wracają. Czekamy na resztę lineupu.

5-7 sierpnia, to dla mnie chyba najbardziej intrygujący festiwal tego lata, czyli OFF Festival. Fani OFF'a i Audioriver nareszcie się doczekali na to, żeby organizatorzy obu festiwali się dogadali i nareszcie odbędą się w innych terminach. I bardzo dobrze, bo artyści elektroniczni na OFFie w tym roku naprawde elektryzują. James Blake, po Caribou najbardziej oczekiwana u nas postać w końcu przybędzie. Artysta niekonwencjonalny, świetne epki, dość specyficzny album wokalny i mega popularny hit w postaci coveru 'Limit to your love' (któż go nie słyszał?). Druga oryginalna postać, to Matthew Dear, za którym ciężko nadążyć. Matthew jest znany również pod aliasem Audion, no i słyszeliśmy go już wcześniej także na Audioriver. Oprócz nich, będą też Junior Boys i Kode9. Powinno być ciekawie.

25 - 28 sierpnia - Tauron Nowa Muzyka. Jeden z najlepszych festiwali na pewno. Na wcześniejszych edycjach gościli wielu świetnych wykonawców, niektórych bardzo wyczekiwanych, a w tym roku będzie podobnie. Swój przyjazd potwierdzili Apparat i Modeselektor, czyli autorzy jednej z najlepszych płyt w elektronice w ostatnich latach, pod aliasem Moderat. Występując oddzielnie, muzyka naturalnie się róźni, ale powinno być równie ciekawie. Przyjedzie również Ramadanman, czyli ostatnio jeden z najbardziej rozchwytywanych dubstepowych artystów, zdobywca nagród w różnych plebiscytach i autor kilku świetnych kawałków. Dodatkowo znana już Mary Anne Hobbs, która była już wcześniej, a także FaltyDL, o którym robi się coraz głośniej. Czekamy!

To te najbardziej znane i najlepsze festiwale. Trzeba wspomnieć, że na innych, o których nie wspomniałem, pojawią się Richie Hawtin (nie pamiętam już ile wychwalających słow o nim napisałem), a także Sasha, czyli legenda proggresive. Smuci fakt, że w tym roku festiwal Unsound w Krakowie nie dostanie wsparcia finansowego i może to wpłynąć w znacznym stopniu na jego formę i rozmach. W poprzednich latach dzięki niemu można było usłyszeć wiele gwiazd, między innymi Jamesa Blake'a, Panthę du Prince, Sheda i Martyna.

Słow kilka należy też poświęcić wydarzeniom klubowym w tym roku. Tu prym wiodą, zresztą jak zwykle, DetroitZdrój i 1500m2, a także klub SQ w Poznaniu. Ludzie z Detroit rewolucjonizują elektroniczną Warszawę i od początku roku w 1500m2 można było usłyszeć Pariaha, Jamiego XX i Oniego Ayhuna, a już niedługo (tylko w kwietniu) w klubie wystąpią Jamie Woon z zespołem, Radio Slave i Agoria. Klub SQ gościł w tym roku niesamowitego Nicolasa Jaara, Jaya D i Raya Okparę, dziś przyjmuje  Soul Clap i Wolf & Lamb, a w kwietniu mają zagrać Smolik i Parov Stelar. Więc dzieje się.

A już niedługo, bo 16 kwietnia w gmachu Warszawskiego SGH odbędzie się Konferencja Muzyczna, przygotowywana przez organizatorów Audioriver. W programie między innymi wykłady Łukasza Napory, (dziennikarza muzycznego i rzecznika prasowego festiwalu), gościa specjalnego Radio Slave'a dzięki pomocy Red Bull Music Academy, a także spotkanie z organizatorami festiwalu. Po konferencji, odbędzie się After Party w 1500m2, gdzie zagra wspomniany Radio Slave, nasz towar eksportowy, czyli chłopaki z Catz'n'Dogz i znany, bardzo znany współzałożyciel DetroitZdrój, czyli Bshosa. Takiej inicjatywy jeszcze nie było, bardzo cieszy fakt, że organizatorzy wychodzą do swoich fanów, otwierają się i robią coś naprawdę oryginalnego i innowacyjnego. Warto być!

 

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Fabric 55

2011-02-03 14:02:36

Czas na podsumowania roku 2010 już chyba minął, warto jednak wrócić i wspomnieć jedno z najważniejszych wydawnictw ostatnich dwunastu miesięcy, a może nawet i kilku lat.

Mowa o kompilacji Fabric 55, której autorstwa podjął się Shackleton.

Mixy spod szyldu Fabric są wydawane już od 2001 roku. Od tamtej pory swoje kompilacje prezentowało wiele osobistości, mniej i bardziej znanych, między innymi John Digweed, Andrew Weatherall, Carl Craig, Ellen Allien, Robert Hood i Ricardo Villalobos, którego wydawnictwo zrobiło na mnie chyba największe wrażenie. Niedawno, pod koniec 2009 roku, swoją kompilację z numerkiem 49 zaprezentowała nasza rodaczka (półrodaczka?), Magda.

Shackleton, to wschodząca gwiazda. Ma za sobą wydawnictwa między innymi w znanych na całym świecie, Perlon i Crosstown Rebels. Większość swoich utworów wydał jednak w Skull Disco, czyli labelu, który założył w 2005 roku wraz z Lauriem Osbornem, znanym jako Appleblim. Jest również autorem doskonałego remixu 'Rusty Nails' Moderata, który znalazł się na ich albumie. Zapracował więc na renomę i można śmiało stwierdzić, że wybór Shackletona przez ludzi z Fabric był całkowicie trafiony.

Co do samej kompilacji - coś naprawdę niesamowitego. Musiałem przesłuchać jej kilkakrotnie, w odstępach czasu, żeby móc cokolwiek napisać. Mix zawiera 22 utwory, wszystkie w całości autorstwa Shackletona. Od początku intryguje, trzyma w napięciu, które cały czas wzrasta. Nie ma tu łagodnych melodii, cały czas jest twardo i mocno. Bardzo wyraźne linie basowe, które wprost hipnotyzują, wiele oryginalnych dźwięków, przerywane i nietypowe wokale. Lekko 'chora' atmosfera powoduje szczery niepokój, a czasami wręcz przeraża. Odbiór tej muzyki nie jest łatwy, potrzeba do niej cierpliwości i możliwe, że silnych nerwów. Kompilacja jednak po każdym, kolejnym przesłuchaniu jest coraz bardziej wyraźna, odbiera się ją mocniej i emocje, które nam towarzyszą są  niesamowite. Nie wiem, czy można z czystym sercem zaszufladkować to, jako dubstep, ale jest to na pewno muzyka pełna głębii, która jako całość robi z naszym umysłem coś naprawdę wyjątkowego.

Nie ukrywam osobistego podziwu dla tego wydawnictwa. Oryginalność, świeżość i głębia, która bije od produkcji Shackletona, porywa mnie i inspiruje. Uważam również, że Fabric 55, obok albumu Moderata, setów Jamesa Holdena, produkcji Oni Ayhuna i Nosaj Thinga, oraz występów live Plastikmana, to jeden z najbardziej wizjonerskich projektów w elektronice od kilku lat i będę bardzo długo do niego wracał. Szczerze namawiam do przesłuchania, niejednokrotnego, chociażby z ciekawości. Poniżej cała tracklista.

Shackleton - Fabric 55

shackleton_fabric55.jpg

01. Come Up
02. Moon Over Joseph's Burial
03. Hypno Angel
04. Visontele
05. Interlude: Blood Rhythm With Wishy Drones
06. Operatic Waves
07. Closeness to Nature
08. Negative Thoughts
09. Death Is Not Final feat. Vengeance Tenfold
10. International Fires
11. Paper
12. Deadman
13. Interlude: Point One, Sense It
14. Man On A String (Part 1)
15. Man On A String (Part 2)
16. Ice
17. Busted Spirit
18. Bottles
19. New Dawn
20. Something Has Got To Give
21. Massacre
22. Stripped


 

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Soon it will be cold enough

2010-11-16 16:31:18

Wybory samorządowe za pasem, mnie boli już głowa od nowinek z mediów dotyczących naszej polityki, a właściwie gierek z nią związanych. Pobolewają też oczy od widoku plakatów miliona kandydatów, ale na szczęście jeszcze tylko tydzień. Nerwy przedwyborcze powodują, że słucham ostatnio trochę spokojniejszej muzyki, niż zawsze. I w końcu znalazłem coś, o czym uznałem, że warto napisać.

Douglas Appling, znany bliżej jako Emancipator wydał niedawno drugi studyjny album, pod tytułem 'Safe in the steep cliffs'. Płyta fajnie brzmiąca, lekka, rozpływająca się w ustach i chwilami nużąca. Większość wydawnictw chilloutowych po jakimś czasie bardzo mnie nudzi, tym bardziej byłem zaskoczony po sprawdzeniu pierwszego albumu Emancipatora, o nazwie 'Soon it will be cold enough'.

Racja, oba albumy są do siebie bardzo podobne. Oba są bardzo spójne, oba relaksujące i klimatycznie identyczne. Nie umiem wyjaśnić, czemu akurat 'Safe in the steep cliffs' bardziej mi się podoba, nie będę także upierał się przy tym, że to ta lepsza płyta. Widocznie dobór dźwięków i instrumentów bardziej do mnie dociera, wydaje mi się też, że album jest w większym stopniu dopracowany.

Nie będę tu opowiadał o przeróżnych podróżach, które towarzyszą nam w czasie słuchania tego wydawnictwa. Nie chcę wspominać o żadnych wizjach i wyobrażeniach. Po prostu czuję się świetnie, słuchając 'With rainy eyes', 'Smoke Signals' i 'First snow'. Inne utwory działają na mnie równie kojąco. Mało jest tutaj słów, więc wasza interpretacja dzieła Applinga może być dowolna. Nie słuchajcie tego album ot tak, bo znudzi was od razu, poczekajcie lepiej na dogodną okazję, posmakuje wtedy zupełnie inaczej. Odradzam też nadużywania.

Co mogę powiedzieć więcej? Jest to po prostu dobra i oryginalna muzyka, której ostatnio bardzo mi brakuje, bo stałem się wybredny.

Na dole cała tracklista + próbka, w postaci 'First snow'.


1. Eve
2. Soon It Will Be Cold Enough To Build Fires
3. First Snow
4. Wolf Drawn
5. Anthem
6. Smoke Signals
7. When I Go
8. Periscope Up
9. With Rainy Eyes
10. Good Knight
11. Lionheart
12. Maps
13. Father King
14. The Darkest Evening Of The Year

 

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Kopenhaga

2010-09-29 17:44:29

Harbour Boat Trips 01 (Copenhagen) to kompilacja autorstwa duńskiego geniusza, Trentemollera, składająca się z 21 utworów. Owa wizja Kopenhagi wydaje się być szczególna, ponieważ Anders przedstawia bardzo intymny materiał. Jest dużo mroku, tajemniczości i niepokoju. Kompilacja nie jest przepełniona elektroniką, mamy sporą ilość instrumentów, tworzących niezwykłe melodie. Zwrócić należy również uwagę na partie wokalne i teksty, które naprawdę poruszają. Całość wydaje się iście magiczna.

 

Wydaje się, jakby Trent zastosował zasadę trójpodziału tekstu (kompilacji).

Jako 'wstęp' mamy doskonałe produkcje Groupera (prawdziwa muzyczna definicja spokoju), Gravenhurst (produkcja wydana w Warpie, powoduje we mnie dziwny niepokój), Emiliany Torrini (ład i harmonia, ciarki na całym ciele, a w głowie potok myśli),  I Got You On Tape (fajne, duńskie dźwięki), Beach House (Victoria Grand i jej wokal powodują, że nawet nie chce mi się ruszać)  i The Brian Jonestown Massacre (produkcja idealnie relaksująca!).

'Rozwinięcie' zaczyna się dość intrygująco w postaci The Raveonettes w remixie Nica Endo i The Hypothetical Prophets (psychodela i rosyjska psychodela), następnie Suicide (do tej pory nie wiem, jak mam opisać ten utwór) i Muscleheads (ciekawe połączenie rocka z elektroniką, do tego melancholijny wokal). Dave Garcet prezentuje najlepszą produkcję z całego mixu (i-de-a-lna wizja mroku), tuż po nim Rennie Foster (bardzo tajemniczo, intryguje 'dziecięcy' głosik) i wreszcie Caribou w remixie Four Teta (nigdy nie powiedziałbym, że to ich produkcja, wokal wbija w fotel). Mamy kolejny raz The Raveonettes w edycji Trenta (potrafi wciągnąć), A Place To Bury Strangers (trochę rockowo, trochę oldskulowo), no i znowu Suicide (zwróćcie uwagę na wokal).

'Zakończenie' otwiera Kahn (wolno, mrocznie, intrygująco), po tym w końcu utwór autora miksu, Andersa (lekko psychodelicznie, jak zawsze), Two Lone Swordsmen (kolaboracja Andrew Weatheralla i Keitha Tenniswooda przyniosła nadzwyczaj ciekawe skutki), Copenhagen Collective (kolejny edit Trenta) i nareszczcie kończący, nieśmiertelny synth-popowy klasyk od Soft Cell (uwielbiam!).

 

Podoba mi się, że nie znam większości z tych artystów, podoba mi się oryginalność i podoba mi się to, że mix nie jest pełen wałków autora kompilacji, jak to często bywa w elektronicznym świecie. Trentemoller kolejny raz udowadnia swoją wielkość. Kocham taką wizję Kopenhagi. Poniżej cała tracklista z tytułami, przesłuchajcie koniecznie!

 

01. Grouper - Heavy Water/I'd Rather Be Sleeping
02. Gravenhurst - I Turn my Face To The Forest Floor
03. Emiliana Torrini - Lifesaver
04. I Got You On Tape - Somersault
05. Beach House - Gila
06. The Brian Jonestown Massacre - Anenome
07. The Raveonettes - Aly, Walk With Me (Nic Endo Remix)
08. The Hypothetical Prophets (Proroky) - Back To The Burner
09. Suicide - Cheree
10. Muscleheads - Phosphorescence
11. David Garcet - Confidence (New Wave rmx)
12. Rennie Foster - Devil's Water
13. Caribou - Melody Day (Four Tet Remix)
14. The Raveonettes/Trentemoller - She's Lost Control
15. A Place To Bury Strangers - I Know I'll See You
16. Suicide - Ghost Rider
17. Khan - Fantomes
18. Trentemoller - Vamp (Live Edit)
19. Two Lone Swordsmen - Kamanda's Response
20. Copenhagen Collective - Copenhagen (Trentemoller edit mix)
21. Soft Cell - Tainted Love

Komentarzy: 4 Nie dodano tagów

Inaczej

2010-09-15 17:31:18

Rzadko tu bywam i dawno nie pisałem, bo goni mnie czas. Czytam też niewiele, bo niektóre musicspotowe posty przypominają mi poezję Juliana Przybosia, nie treścią, ale tym, że po prostu ich nie rozumiem. 

Nie piszę za dużo też dlatego, że z braku czasu OGARNIAM niewiele nowej muzyki, stąd wpadłem na pomysł, żeby wspomnieć o czymś innym, niekoniecznie elektronicznym.

Lubię filmy, jak większość. Ambitne, mniej ambitne, nawet komercyjne. A jeżeli dojdę do wniosku, że muzyka w filmie mi się podoba, to najczęściej po obejrzeniu uruchamiam google i wpisuję tytuł filmu, dodając do niego magiczne słowo soundtrack. Dlatego dzisiaj zaprezentuję wam GORĄCĄ DZIESIĄTECZKĘ moich ulubionych, najulubieńszych utworów z filmów. Pewnie niektórzy z was powiedzą: 'ocipiałeś? same znane filmy, te soundtracki zna każdy!', no ale może znajdą się i tacy, którzy nie znają. AHA! Kolejność przypadkowa!

1. Huey Lewis & The News - Power of love

Kurde, trylogię 'Back to the future' mogę męczyć nawet 15 razy w roku, dlatego to nic dziwnego, że uwielbiam głowny motyw muzyczny, zwłaszcza, że brzmi fajnie i wpada w ucho.

2. James Horner - The secret wedding

Oglądaliście Bravehearta? Pamiętacie wzrok zakochanego Mela? Tenże utwór przyprawia mnie o płacz.

3. Tomasz Stańko - Droga

'Reich' to może niezbyt dobry film, ale mamy w nim Bogusia, który w każdej produkcji zrobi coś fajnego. Twórcy filmu mieli nosa, wybierając Stańkę do zrobienia ścieżki dźwiękowej.

4. Whitney Houston - I have nothing

Jeżeli wasze matki, siostry, żony, czy dziewczyny nie zmusiły was do obejrzenia 'Bodyguarda', to macie więcej szczęścia niż ja, bo byłem na to skazany. Whitney jest prawdziwą królową nocy, a Costner w tym filmie jest zabójczo przystojny!

5. Air - Empty House

Pochodzi z 'The Virgin Suicides'. Genialny film, genialna muzyka, wszelkie słowa są zbędne.

6. Marek Grechuta - Dni, których nie znamy

Utwór genialny, wśród 'młodych' ludzi znany najbardziej dlatego, że został umieszony w filmie 'Chłopaki nie płaczą', w towarzystwie bardzo istotnej dla filmu kwestii Tomka Bajera.

7. Thomas Newman - Whisper of a thrill

"Meet Joe Black' to jeden z bardziej znanych filmów Bradzia, gdzie zagrał w towarzystwie Anthony'ego Hopkinsa. Duet wyszedł im świetnie, a do tego film przedstawia niesamowitą historię miłosną. Sam bym taką chciał.

8. Death in Vegas - Girls

Oj, długo by mówić o filmie 'Lost in Translation', który jest moim ulubionym, spośród całej dziesiątki. Soundtrack również wspaniały.

9. R.Kelly - I believe i can fly

'Kosmiczny mecz' zrewolucjonizował cały mój świat, kiedy byłem dzieckiem. Przyznaje się, też próbowałem przedłużyć sobie rękę, jak Michael Jordan, ale rzeczywistość była bolesna, szkoda!

10. Sting - Shape of my heart

Przyznajcie się, spodziewaliście się tego. Wiadomo, 'Léon' niszczy, Jean Reno niszczy, Natalie Portman niszczy. Mi jednak najbardziej podobał się Gary Oldman, cały czas słyszę jego 'EVERYONE!'.

To tyle. Soundtracki z tych filmów w całości zasługują na przesłuchanie. W moim zestawieniu pare utworów niestety się nie zmieściło, a i o niektórych pewnie zapomniałem. Moją ulubioną ścieżką dźwiękową jest ta z serii 'Vabank', niestety jest trudno dostępna, dlatego warto obejrzeć oba filmy.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Nie wiem.

2010-08-18 16:02:55

W jednym z wcześniejszych postów wspominałem o zacierających się różnicach w muzyce, jeszcze w innym napisałem o nadmiernym występowaniu 'electro' wśród imprez dla nastolatków. Idąc tym tym tropem, muszę powiedzieć o jeszcze jednym, poszerzającym się zjawisku, a mianowicie o ignorancji.

Jak już wiemy, poziom wiedzy na temat muzyki, zwłaszcza elektronicznej, jest niski. 

Ludziom, urodzonych w latach 80 było trudno. W telewizji i radiu nie było zbyt wiele elektroniki, a internet pojawił się późno. Jednak z tymi rocznikami nie jest jeszcze tak źle, bardziej martwi mnie sytuacja pokolenia urodzonego w latach 90 (ja reprezentuję rocznik 92). Wydaje mi się, że dla wielu ludzi muzyka tak naprawdę nie jest już sztuką. Pełno w mediach chłamu i tandety, to wszystko jest tak łatwo przyswajalne i liczy się tylko 'pierdolnięcie'. Ludzie tacy, jak David Guetta, Robert M i większość trensiarzy, z Arminem van Buurenem na czele, dbają o to, żeby elektronika była tanim popem, a ludzie się na to wszystko nabierają. Wiem, o czym mówię, bo żyję w społeczeństwie nastolatków. Uczestniczę także w wielu forach i portalach społecznościowych i widzę, że procent ludzi w wieku 16-20, 'KTÓRZY OGARNIAJĄ' jest coraz niższy.

I znów powraca temat polskich mediów, w których 'ambitnej' elektroniki jest jak na lekarstwo. Doczekaliśmy się niedawno polskiej edycji DJ Maga. Wspierałem redakcję od początku, kupując każdy numer. Minęło niewiele czasu i z dużego formatu i dużej ilości stron nagle zrobiono mniejszy format i mniejszą ilość stron, bo podobno 'tak łatwiej i poręczniej'. Przestałem czytać i kupować, przyznaję. Niedawno, będąc w Empiku, z ciekawości zajrzałem do jednego z numerów. Więcej informacji o ciuchach i lifestyle'u chyba nie mogli tam zawrzeć. I w końcu sam nie wiem, czy nakład się nie sprzedawał i należało ciąć koszty, czy sprzedaż przynosiła zyski i pismo miało wielu czytelników, dlatego redakcja postanowiła, że nie musi się już tak starać.

Obejrzałem ostatnio, również z ciekawości, program Club Charts na Vivie. Na początku byłem w lekkim szoku, bo pani prezenterka mówiła o nowych wydawnictwach płytowych (nawet dubstepowych!) oraz o nadchodzących eventach. Już myślałem, że naprawdę coś się zmieniło, ale za chwilę zapowiedziano jedną z piosenek Lady Gagi, jako klubowy hit. O co w tym wszystkim chodzi?

Mówię oczywiście tylko o Polsce, ale problem jest chyba większy. Widzą go nawet światowe gwiazdy, takie jak DJ Hell, sprzeciwiające się procesowi sprzedawania tandetnej muzyki, jako nowoczesnej. Popieram w 100%!

Dopadła mnie ostatnio lekka depresja i właśnie przed chwilą wysłuchałem nowej piosenki Armina, po czym chciało mi się zwrócić dzisiejszy obiad, może dlatego taki lekko pesymistyczny post. Mam nadzieję, że pop i komercja nie zjedzą do końca wszystkich i znajdą się pasjonaci, którzy będą szukać i znajdą.

Jestem zachwycony setem Ellen Allien z Audioriver, dlatego polecam wam świetny kawałek jej autorstwa, który także zagrała. Nie mogę przestać go słuchać.

ELLEN ALLIEN & APPARAT - WAY OUT

Komentarzy: 10 Nie dodano tagów

Audioriver - podsumowanie!

2010-08-11 19:38:12

Wielkie święto elektroniczne w Płocku niestety już za nami. Przyszedł więc czas na wnioski, podsumowania i wszelkie rozkminy o tym, co festiwal Audioriver przyniósł nam w tym roku.

Pamiętacie Ala Bundy'ego i jego ruch przeciwko kobietom, zwany 'No Ma'am'? 

Jestem wielkim fanem Ala, ale życie bez kobiet byłoby niemożliwe. Także festiwal Audioriver nie byłby tym samym festiwalem, bez udziału płci żeńskiej.

Ellen Allien to chyba najpiękniejsza elektronicznie kobieta świata. Nie umiem znależć słow, opisujących jej tegorocznego seta. Przebiła wszystkich, to pewne. Nie wiem, czym są spowodowane złe opinie i narzekania. A to, że za mocno, a to, że błędy techniczne, które zdarzają się wszystkim. Zwróćcie uwagę na repertuar. W ubiegłym roku za najlepsze były uważane sety Holdena i Hella, słuchałem obu w całości i w nich także były błędy. Wiadomo, to profesjonaliści, dobry miks jest ważny, ale oryginalny repertuar bywa czasami trudny do zmiksowania, jeżeli nie wierzycie, spróbujcie sami. Stoję za Ellen murem i uważam, że to na pewno najlepszy set tegorocznej edycji.

Jazzu z Silence Family, to z kolei najpiękniejszy głos, jaki słyszałem. Nie mówiąc o samej kobiecie i ruchu scenicznym. Wszyscy byliśmy zahipnotyzowani i głosem i jej tańcem. Jest perłą w tym litewskim zespole. Dzięki niej ich występ to najlepszy live tegorocznej edycji. Bez urazy dla Moniki Liu, która także była świetna, oraz dla Adomasa, który też zrobił wrażenie, pomimo tego, że nie przepadam za męskimi wokalami. Nie mogę się już doczekać ich kolejnego występu w Polsce, mam nadzieję, że nastąpi jak najszybciej.

Nie zapominajmy o Magdzie, w końcu najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny! Jej występ miał wyjątkową atmosferę. Znowu nie rozumiem narzekań. A to, że za dużo kawałków chciała zagrać, a to, że zbyt mrocznie. Wczujmy się w końcu w muzykę.

Dobrze dobrze, żeby nie było tylko o kobietach. Mieliśmy w tym roku dwa historyczne występy dwóch mistrzów, dwóch legend, dwóch wizjonerów.

Laurent Garnier i Richie Hawtin. Obu wiele łączy. Mają chyba najbardziej oryginalne show na świecie. Obaj dbają o rozwój muzyki elektronicznej. Obaj wciąż szukają nowych rozwiązań, wciąż próbują czegoś innego. Laurent w doskonały sposób wykorzystuje 'żywe' instrumenty muzyczne w połączeniu z elektroniką, Richie zaś, pokazuje jak ważne są wizualizacje i światła dla odbioru występu i naszej wyobraźni. Oba występy już opisywałem, więc nie będę robił tego jeszcze raz. Poza tym, czym jest opisywanie. Podkreślę tylko, że przejdą one do historii polskich festiwali. Jeżeli będziecie mieli kiedyś okazję, by zobaczyć któregos z nich, zgrzeszycie, jeżeli jej nie wykorzystacie.

Gwiazdy Main Stage, takie jak Hadouken! i Simian Mobile Disco, wydaje się, że nie zawiodły swoich fanów. A trzeba przypomnieć, że spora ekipa ludzi przyjechała właśnie na te obie grupy, których było próżno wcześniej szukać w Polsce. Simiany zgromadziły chyba najwięcej publiki w piątek, a Hadouken! podobno 'roznieśli' Maina w sobotę, kiedy większa część festiwalu uczestniczyła w występie Plastikmana.

Gwiazdy techniczne, takie jak Christian Smith, Karotte i Dandy Jack, wydawały się bawić chyba najlepiej. Mieliśmy kręcącego filmiki Smitha, stającego na stolik Karotte i robiącego cuda w tańcu Dandy Jacka, spójrzcie zresztą:

Fani sceny drum'n'bassowej i dubstepowej też podobno byli zadowoleni. Spor w sobotę na Main Stage ponoć zniszczył tak samo, jak Dirtyphonics w roku ubiegłym, a Noisia i Sub Focus zachwycili w Piątek na Hybrid, skąd wielu ludzi nie wychodziło z namiotu przez całą noc, by nie opuścić swoich ulubieńców.

Ja żałuję, że timetable nie pozwolił mi zobaczyć The Modern Deep Left Quartet, Four Teta i Metro Area. Ale timetable, cytując Clifforda Wednesdeya,  'jest zawsze ustawiony tak, żebyś nie miał szansy spokojnie obejrzeć wszystkiego na co się szykowałeś.' No i wielka szkoda, że nie dolecial do nas Dusty Kid.

Największa niespodzianką, chyba dla wszystkich, okazał się tajemniczy Oni Ayhun, pokazując oryginalność nie tylko w muzyce, ale i w niezwykłym ubiorze. Jego występ pełen był pięknej, niespotykanej elektroniki, a publika wprost szalała, słysząc dźwięki, które grał. Zobaczcie:

 

Chcę powiedzieć też słowo o naszych, polskich artystach. Powiem wam, że ich występy podobały mi się bardziej od większości zagranicznych gości. Live'y Czubali i Catz'n'Dogz to światowy poziom, występ Noviki to wokalne mistrzostwo, sety Glasse, Czechowskiego i Bshosy to klasa sama w sobie, a Xlient ponoć zniszczył na sam koniec sobotniej nocy. Dziwi mnie, że jeszcze nikt w Polsce nie wymyślił festiwalu typowo po polsku, z naszą czołówką. Będe pierwszym, który kupi bilet, gwarantuję.

No i sobotni i niedzielny rynek przyniósł chyba nadzwyczaj niespodziewany sukces. Namioty z wystawcami były bardzo oblegane, a artyści sceny dziennej nie mogli narzekać na brak publiczności. Bardzo popularna była również rynkowa fontanna, z której z niewiadomych względów zaczęła wylewać się piana. Dziwne, prawda?

Pomimo piątkowego deszczu, który spowodował małe zamieszanie na Main Stage i późniejsze długie kolejki do wejścia na teren festiwalu, cała organizacja wydawała się być wzorowa. Nagłośnienie wszystkich scen robiło ogromne wrażenie. Podobały się również wizualizacje na ekranach, zwłaszcza te, których autorami byli Pfadfinderei.

Biorąc pod uwagę to wszystko, wniosek jest tylko jeden: Audioriver to najlepszy festiwal w Polsce. Pod każdym względem.

Czekamy w takim razie na pierwszy weekend sierpnia w roku 2011, na kolejne niezapomniane wrażenia w Płocku. Niech ten rok minie jak najszybciej!

 

Komentarzy: 1 Nie dodano tagów

Audioriver - dzień drugi!

2010-08-09 00:38:08

Czas Audioriver wrócił, czyli błogie dni i szalone noce. Po piątkowych szaleństwach w nocy, w sobotni dzień można było udać się na 'Rynek niezaleźny', na którym odbywały się targi. W sobotę były również warsztaty z Red Bull Music Academy, z Metro Area i dBridge'm w roli głównej. Sam na owych targach nie byłem, ale opinie były bardzo pozytywne!

Przyszedł czas na noc. Od razu dziękuje organizatorom, że sobotni timetable był ułożony chyba specjalnie dla mnie, bo nie miałem żadnych dylematów. Pół Main Stage, pół Circus.

20:00 - Glasse, zaczął z opóźnieniem, z powodu długich prób Plastikmana. Zawsze korzystam z okazji, żeby posłuchać Łukasza, bo nigdy nie zawodzi. Bardzo fajnie, bardzo deepowo. Idealny set na warm up.

P8070083.JPG

21:00 - Catz'n'Dogz live. Przefantastyczny występ! Ogromna ilość energii, fajna praca wokalisty. Chłopaki zagrali między innymi parkietowy killer 'Me' i swój re edit 'Lover's Carvings' od Bibio, niektórym aż łezka zakręciła się w oku. Pierwszy występ live i duży sukces. Dzięki, za obsadzenie ich na main stage, nagłośnienie zrobiło wrażenie!

koty i psy.jpg

22:00 - Silence Family live. Przyznam szczerze, że był to przeze mnie najbardziej wyczekiwany występ, oprócz headlinerów. I nie zawiodłem się. Ba! Było jeszcze lepiej, niż myślałem. Fanstastyczna strona producencka - Mario Basanov, Vidis, Few Nolder i Leon Somov. Jeszcze mocniejsza strona wokalna - Adomas, Monika Liu i wspaniała Jazzu (zakochałem się od pierwszego wejrzenia / słyszenia!). Było między innymi chwytliwe 'I'll be gone' i 'Revolution' w wykonaniu wszystkich członków zespołu. Ich występ to strzał w dziesiątke organizatorów. Będzie jeszcze głośno o tych litewskich arystach, zasługują na to!

P8070093.JPG

00:15 - Laurent Garnier i jego zespół. Muszę wam powiedzieć, że liczyłem najbardziej na ich występ. I rzeczywiście, okazał się magiczny, mam jednak pewien niedosyt.  'Gnanmakoudji' zahipnotyzowało, 'Pay TV' powodowało ogromne ciarki, a 'Men with the red face', jak to 'Men with the red face', zawsze brzmiał fajnie i zawsze chce się do niego tupnąć nogą. Garnier uwielbia eksperymentować, eksperymentował także w Płocku, chwilami nawet jego zespół za nim nie nadążał. Laurent miał też świetny kontakt z publiką i sam bawił się dobrze. Zaskakującą sprawą jest fakt, że grał również kawałki o charakterystyce dubstepowej i drum'n'bassowej. To już mniej mi się podobało, było i za szybko i za głośno. Jak dla mnie to jedyna 'plamka' na występie tego wielkiego mistrza. I nie muszę chyba wspominać o tym, że zebrał ogromną ilość ludzi pod sceną.

P8080112.JPG

2:00 - Richie hawtin / Plastikman live. To wielki prestiż, gościć u siebie Plastikmana z występem live. Muszę się przyznać, że byłem dość sceptyczny po obejrzeniu filmików z innych eventów. Doceniam piękno wizualizacji i świateł, jednak najbardziej zależy mi na muzyce, a sądziłem, że ta będzie nudna. Bardzo przepraszam, bardzo moja wielka wina, Richie. Ten występ to coś niewyobrażalnego. Najnowocześniejsza elektronika na świecie! Nie patrzcie na żadne filmiki, to trzeba zobaczyć własnymi oczami. 'Plastikman - inny świat'.

Nie dało się robić zdjęć w czasie występu, więc zobaczcie jak wyglądała jego 'klatka' w przygotowaniach:

P8070075.JPG

3:00 - Magda. Słyszałem niewielki kawałek z powodu dużego zmęczenia. Było to minimalowe granie w jej stylu, publika była bardzo zadowolona.

5:00 - Anthony Rother. Nie miałem już siły na jego występ. Słyszałem jednak opinie, że był fantastyczny. Publice musiało się podobać, bo kilka razy prosiła go o bis, a Anthony chętnie wracał i grał, dopóki dźwiękowcy nie powiedzieli 'stop'.

 

I to już koniec Audioriver. Piszę to na świeżo, więc niektóre rzeczy mogłem pominąć. Podsumowanie pojawi się w najbliższych kilku dniach, bo muszę dojść do siebie ;)

 

Aha! I specjalne dzięki dla Kuby, za pomoc i sprawowanie pieczy, oraz dla moich fajnych ludzi z fajnej ekipy.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

Audioriver - dzień pierwszy!

2010-08-08 23:24:58

Długo wyczekiwaliśmy tego dnia, ale stało się. Festiwal Audioriver ruszył pełną parą!

Dotarłem na miejsce około godziny 15. Pole namiotowe było zajęte już w większości, a teren festiwalu był niemal w pełni gotowy. Rozstawione sceny prezentowały się doskonale, więc apetyt audioriverowiczów rósł z minuty na minutę, spójrzcie zresztą sami:

cały.jpg

 

Wszystko szło dobrze, jednak kilkanaście minut przed godziną 20 chmury w Płocku dały o sobie znać i spadł deszcz, jakiego jeszcze w życiu nie widziałem. Jak się później okazało, przez niego kilka pierwszych występów na Main Stage zostało odwołanych, a samolot Dusty Kida zamiast w Warszawie, wylądował aż w Katowicach. Na terenie festiwalu powstał lekki chaos, a wszyscy przemoczeni do nitki pochowali się przy krytych scenach. Sam pobiegłem do circusa i właśnie tam zacząłem muzyczną podróż, a prezentowała się mniej więcej następująco:

20:00 - Bshosa. zaczął z lekkim opóźnieniem, ale wynagrodził nam to. Zagrał bardzo miło i rozgrzewająco, pozwalając nam zapomnieć o deszczu.

100_5080.JPG

21:30 - Marcin Czubala live, długo wyczekiwany przez niektórych występ w płocku. Marcin na pewno nie zawiódł. było ciepło i tanecznie, zagrał między innymi 'Jedwab'. Warto zauwazyć, że obaj polacy mieli na swoich setach dużą publikę.

sd.jpg

22:30 - Christian Smith, który był pierwszą zagraniczną gwiazdą. Słyszałem opinie, że był to nawet najlepszy set tej nocy. Christian zagrał bardzo energetycznie, widać było, że sam także bawił się przednio za deckami, a płocka publiczność szczególnie wpadła mu w oko (świetny kontakt, Smith nagrywał nawet filmiki).

P8070035.JPG

00:00 - Way Out West soundsystem. Widziałem jedynie kawałek ich występu, mieli drobne problemy techniczne, ale zagrali bardzo klimatycznie, a publiczność przy main stage wydawała się 'odlatywać'. Był między innymi 'Mindcircus'.

1:30 - Ellen Allien. Bezsprzeczna mistrzyni tego wieczoru. pomimo kilku rażących błędów technicznych siała prawdziwe spustoszenie! Było mocno i energetycznie, zniszczyła mnie zupełnie, kiedy zagrała 'Spacer woman' od Charlie (wałek z roku 1984!), a na sam koniec Ellen pokusiła się o 'Rusty Nails' Moderata (jeden z najpiękniejszych momentów całego festiwalu!). Być może był to ukłon w stronę chłopaków z Pfadfinderei, robiących wizualizację do setów Smitha i Ellen, (planowo mieli także uczestniczyć w występie Dusty Kida, ale z wiadomych przyczyn się nie odbył).

ellen.jpg

3:30 - Oni Ayhun, największa zagadka tego festiwalu. Widziałem także jedynie kawałek jego występu, ale grał doskonale i wywarł ogromne wrażenie. Zadziwiał nie tylko muzyką, ale i strojem (buty na obcasie, bardzo 'oryginalne' nakrycie głowy). Miejmy nadzieję, że jeszcze wróci kiedyś do Płocka!

P8070053.JPG

4:30 - Jarek Czechowski. Jeden z najlepszych setów tej nocy! Jarek od dawna pokazuje klasę, a obsadzenie go na Main Stage drugi rok z rzędu, to dobra decyzja. Był klimat i było tańczenie. Nic dziwnego, że jego set zgromadził niemałą publikę.

P070810_05.37[01].JPG

4:30 - Karotte. słyszałem końcówkę seta już ze swojego namiotu. Karotte zagrał w swoim stylu, jego fani nie byli raczej zaskoczeni i raczej nie mogli narzekać. Choć, gdybym miał być szczery, zagrał bardzo monotonnie.

 

Tak zakończył się piątek. Cała noc była kapitalna, a plan sobotni wydawał się być jeszcze ciekawszy, więc nie mogliśmy się już doczekać!

 

PS! Przepraszam, ten post miał pojawić się już w sobotę, jednak kłopoty techniczne były nie do pokonania.

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

electro dla dzieci, tech house dla dorosłych, czyli pierwsza fala krytyki i lekko warszawski punkt widzenia

2010-07-15 13:02:48

i nie chodzi tutaj o jakiś poziom dojrzałości dorosłych i dzieci. sam nie wiem, skąd to wszystko się bierze.

ostatnio bardzo zauważalne jest zjawisko nadmiernego występowania 'electro' na młodzieżowych imprezach. w samej warszawie powstało i dalej powstaje pełno kolektywów organizujących właśnie takie imprezy. może dlatego taki szał zrobili bloody beetroots na selectorze? co ciekawe, słyszałem ostatnio, że tacy nastoletni electro imprezowicze z większych miast dość ostro krytykują 'imprezy klubowe' (nie oszukujmy się, dyskoteki) w mniejszych miastach lub wsiach. 'słuchajcie sobie wixy, my w klubach mamy electro'. podziwiam tych, którzy widzą znaczną różnicę. może jestem zacofany, może za mało osłuchany w electro i wiksie, ale ja takowej różnicy nie widzę : )

druga sprawa. na światowych salonach, jak i w naszych klubach, najbardziej popularny jest ostatnio tech house (mówimy już o imprezach +18). można w sumie się nie dziwić, bo powstaje teraz najwięcej tego typu materiału. sam słuchając setów wielkich gwiazd w klimatach tech house'owych, często tupnę nogą, często przewijam, by usłyszeć jeszcze raz poprzedni kawałek i często takie sety bardzo mi się podobają. róznica jednak jest taka, że wielkie gwiazdy (chociażby richie hawtin) dostają tony promówek, dlatego materiał grany przez niego i tak jest oryginalny.

cały ten post jest spowodowany tym, że będąc niedawno na imprezie, miałem już dość po dwóch tech house'owych setach. wszystko to samo, wszystko na jedno kopyto. nuda i monotonia. stąd lekkie emocjonalne zabarwienie.

dlatego apel do djów wszelkiej maści jest taki, że istnieje tyle pięknej i innej muzyki, niż modne odmiany house'u. nie ograniczajcie się.

 

pozdrawiam stąd cały kolektyw detroitzdrój, który zaprasza na swoje imprezy bardzo oryginalnych artystów. polecam wam kawałek od bodycode, (wystąpi u nas już w piątek). genialny!

BODYCODE - IMMUNE

Komentarzy: 3 Nie dodano tagów

« wróć 1 2 3 czytaj dalej »