przejdź do bloga

Moje komentarze

26.05.2010
21.05.2010
bratnia duszo!

Mnie w chwilach słabości (szczególnie alkoholowej) nachodzi z kolei na rozwodzenie się o historii tego wspaniałego gatunku. Poczynając od piosenek, które układali w latach 70tych odbywający zasadniczą służbę wojskową, przez tęskne giciarskie szlagiery powstające w małopolskich więzieniach, do tak zwanej piosenki chodnikowej. Ta ostatnia faza genezy disco polo jest arcyciekawa - kasety (też video! nie ma że biednie!) typu "Gala piosenki chodnikowej" (kilka części) wychodziły lata przed tym jak na Polsacie pojawił się "Disco Relax". Laskowski zresztą był głównym operantem tego nurtu, guru można powiedzieć. To on natchnął setki mniej lub bardziej anonimowych artystów, którzy zapragnęli bawić ludzi, wspierani przez okolicznych właścicieli kantorów i co bardziej czułych na sztukę członków mniej zorganizowanych grup przestępczych, ale też przez porządnych obywateli: dyrektorów szkół podstawowych, wójtów, okręgowych lekarzy weterynarii. To były piękne czasy. Nie było jeszcze owej diskopolowej stygmy, którą tak często piętnowały mnie spojrzenia ubranych w kraciaste koszule i koszulki "KURT 1994 KRZYŻ" rówieśników kiedy zanuciłem podczas zabawy w podpalanie pojemników po piance murarskiej wspomnianego wyżej "Johnny'ego" zespołu Voyager.
Zresztą wracając do piosenki chodnikowej - bardzo ciekawe jest to w jaki sposób oddziaływały na siebie wydawnictwa z serii chodnikowej i wydawane przez któregoś majorsa (chyba Pomaton EMI, ale nie dam se uciąć) płyty i kasety z serii "Gala piosenki biesiadnej". Na tych ostatnich standardy takie jak "Mały biały domek", "Jarzębino czerwona", "Obozowe tango" czy nieśmiertelni "My Cyganie" (Jacek Cygan do dziś pluje sobie w brodę, że to nie on napisał) wykonywane były przez artystów takiej marki jak Maryla Rodowicz, Ryszard Rynkowski czy Krzysztof Tyniec, a przygrywała im Orkiestra pod dyrekcją Zbigniewa Górnego. Seria biesiadna niewątpliwie inspirowana owym grającym od lat w duszach narodu folkiem również zdobyła wielką popularność. Była reakcją na krążące w podziemiu (we wsiach i mały miejscowościach, na imieninach cioci, weselach i chrztach) przekazywane ustnie bądź kopiowane na tajwańskich magnetofonach dwukasetowych piosenki chodnikowe. Jedno się z drugim przenika i jedno drugiemu nakręca koniunkturę. Seria biesiadna zdobywała platynowe płyty, a seria chodnikowa miała już tyle edycji, że naród przestawał już rozumieć rzymskie liczby znaczące kolejne. Nie ma się co dziwić - to przecież z jednego pnia wyrosło, to jeden gatunek był. Obie serie łączył repertuar, bo w kolejnych edycjach biesiadnej sięgano bo co bardziej ludyczne szlagiery z serii chodnikowej, a chodnikowa składniała się (ale zauważcie, że na powrót przecież!) do klasycznych i pięknych pieśni jak "Marianno". Rozdźwięk był tylko na poziomie aranżacji i wykonawstwa. Przez jakiś czas nie mieszała się do tego ideologia - zabawa na salonach i pod namiotami LECHA (bo seria biesiadna była początkowo sponsorowana przez ten browar) i zabawa w remizach. Naród się cieszył. W międzyczasie tej części środowisk chodnikowych, która bardziej otwarta była na nowinki techniczne i z wyjazdów na saksy pamiętała niemieckie brzmienia disco i mniej zniewieściałego nurtu new romantic, chodnikowy sound przestał wystarczać. Na początku lat 90tych pionierskie składy zaczynają grać muzykę szybszą, bardziej energetyczną, opartą głównie na sytnetycznych brzmieniach. Piszą własne teksty opowiadające wprost o problemach jakie dotykają ich i rówieśników. 4 lata później słyszy o nich cała Polska. Są gwiazdami "Disco Relaxu", kupują domy na Mazurach i mają kochanki bez nadwagi. Ich wąsy lśnią. Tak triumfuje pierwsza fala disco polo...
Artyści zaangażowani w serię biesiadną szybko odcinają się od disco polo. Hipokryzja przelewa się przez Polskie media, Polskie podwórka. Big Cyc nagrywa numer "Shazza moja miłość" ("piekna jak żona Kwaśniewskiego"). Wszyscy udają, że Polsat oglądają tylko dla "Świata według Bundych". I że niby w letnie popołudnia nie włączają "Disco Relaxu", tylko biegną do domu na "Agrobiznes". Złote lata, eh.
Rozgadałem się o suchym pysku, więc kończę już. Jak spotkacie mnie na mieście - postawcie piwko, dajcie fajka a opowiem wam dziatki o końcu pierwszej fali disco polo, o początkach drugiej, eh eh eh.

Na koniec mój ulubiony numer (druga fala dp) - szlagier "Ekspozja" zespołu Impuls. Nie potrafię nawet napisać jak bardzo ta piosenka miażdży. Świetny tekst (o słodki jezusie chociażby sam początek - "dźwięk muzyki nie pozwala w miejscu stać, bar jest pełen tutaj, co chcesz to masz, nie martw się, że jutro będzie kiepski dzień, to jasne, że przecież, że gdy dobrze bawisz się, dalej ruszaj więc, odrzuć smutki swe, druga taka noc już nie powtórzy się, zamiast tutaj stać, to lepiej z nami chodź, pora spłodzić coś ZA CHWILĘ BĘDZIE EKSPLOZJA...."), beat (posłuchajcie momentu kiedy refren przechodzi w zwrotkę - takie pytprytpyryt - no jak ciocie kocham jest to "solo z yamahy" !!), bogactwo aranżu (trąbka z klawisza w pewnym momencie!!!!!!). Najlepsze numery w polskiej muzyce XXI wieku? "Karl Malone" a potem "Eksplozja"

http://www.youtube.com/watch?v=0dqaY-bCDJg
1 2 3 4 5 z 5