Nie jesteś zalogowany

Posty z kategorii: "Causers of This"


Toro y Moi, "Causers of This", czyli jak wzruszyłam się hype'em

2010-05-13 18:52:28

Z całym tym chillwave'em sprawa jest naprawdę skomplikowana. Mając w pamięci moją ulubioną anegdotkę o tym, co dla większości świata oznacza indie (grałam ongiś ze znajomymi w grę z "Ty skojarzenia, ja piosenka", i na  moją prośbę "Znajdź mi jakieś ciekawe indie" otrzymałam hinduskich bębniarzy, którzy byli bardzo pro, tak skądinąd), zirytowałam się perspektywą pojawienia się nowego podgatunku podgatunku podgatunku, który będę musiała objaśniać (nie mówiąc o tym, że wkrótce pewnie mnie trzeba będzie objaśniać).

Ale, było, nie było, nowa muzyka jest nową muzyką. Załadowałam sobie Toro y Moi w okresie wyjątkowego zapracowania, więc celebrowania nowej płyty zabrakło. Ot, ogrzebywanie folderu zza piętnastu okien w Wordzie. I na początku zdawało mi się, iż to właśnie płyta wybitnie wpasowująca się w tę funkcję. Wzięło, przeleciało, 80's znowu modne, nie, naprawdę?

W okresie wyjątkowego zapracowania zaczęłam nadużywać dźwięków. Żeby działać, muzyka. Po wyłączeniu komputera w łóżku dalej potrzebowałam podkładu, tym razem, żeby się delikatnie uśpić. Zwykle zasypiam z uśmiechem do dance'u, przy bezsenności nie działał. A Causers of This zostało moim przyjacielem od pierwszego odtworzenia w nowych warunkach. Talamak zwłaszcza koił i słodził.

Później zaczęłam czytywać bloga C. Bundwicka, czyli Toro. Nie był ani poor (cudowna grafika i rozmazane, marzycielskie zdjęcia), ani lonely (zna osobiście ludzi stojących za takimi projektami jak: Washed Out, Beach House, The Ruby Suns? To niech nie narzeka), jak sugeruje tytuł jego blogspota. Widać za to po nim owe dwadzieścia parę lat, że jest sympatyczny oraz co stanowi inspirację dla jego muzyki.

Recenzenci twierdzą, że dzieciństwo, bo on jest rocznikiem '86, a album brzmi jak stylizowane na ten okres nagrania.  Uproszczenie. Mam przeczucie, iż to nie jest wracanie do czegoś znanego nawet mgliście, jak sugeruje w swojej, dawnej jak na internetowe warunki, ale udanej, recenzji p. Chaciński.

Dla mnie bardziej... Oglądanie rafy koralowej pod wpływem jakichś lekkich narkotyków, nagrane na tanim sprzęcie? Też. Ale Causers to wariacja na temat lat '80, wariacja kogoś, kto ich nie przeżył (cztery lata dekady, no, nie przesadzajmy), jednak bardzo wnikliwie odrobił pracę domową z odsłuchiwania. I miał na tyle dużo talentu, żeby zaprezentować swoją interpretację. A tam, gdzie pozostały jakieś luki wynikające z niebycia nausznym świadkiem, wsadziło się swoje przemyślenia, pomyśliki z czasów DJowania, skojarzenia. Trochę tak jak z jego zdjęciami. Mogłyby robić za dokumentację sprzed piętnastu, dwudziestu lat, ale przecież oglądałam je na blogu, i wiem, że są po prostu awantażownym przykładem mody na vintage.

Czy podobnie z płytą? Nie wiem. Słucham jej kolejny miesiąc, podoba mi się nadal, jednak zimą było w niej coś magicznego. Dostarczać wiosny/lata w maju chyba każda muzyka potrafi. Brnąć przez brudny śnieg w mieście, ale być w tym czasie w swoim uroczym plażowym świecie - w tym roku czyniłam z Toro y Moi.


« wróć czytaj dalej »
Logowanie
Zapamiętaj mnie
Bezpieczne logowanie (SSL)
Zapomniałem hasła
» zarejestruj się!