Nie jesteś zalogowany

Posty z kategorii: "The National"


The National, "High Violet": passionate introverts

2010-05-20 19:25:15

Tytuł tak troszkę mi się podkradło od A Sunny Day in Glasgow. The National na nowym albumie nie gra jednak muzyki w stylu Słonecznego Dnia. Słoneczną? O czym my w ogóle mówimy?

Gdybyście spytali, co sądzę o The National, byłoby mi ciężko odpowiedzieć. Kiedy brać ich płyty całościowo, są zaskakująco nudne. Zlewają mi się te piosenki. Przyjemności jakiejś tam nie można sobie odmawiać, jest w niej ten smutek, ale... Jasne, że każdemu zdarza się co jakiś czas dzień, kiedy z niczym nie idzie, oprócz może płyty z rodzaju Kochanie, boli mnie serce, smutno mi, Boże, i gitara chyba nie pomoże. Można to jednak wykorzystać na milion sposobów. Szary kolor nieba jak mętnej zupy. Szara podniszczona bluzka mijanej dziewczyny. The National szary smutek złamanego serca od razu. Jednak wolę Interpol, nie wiem. Tamci sobie a to Nowy Jork wplotą, a to seks, a to wspomnienie twoich pięknych rudych włosów i kroków w pewną ciemną, jesienną noc.

A z drugiej strony... Z drugiej strony. Dobra, nabieram powietrza, powiem to, już powiem, no. Głos Matta jest wyjątkowy. Płynna czekolada. Ciemna, fakt, ale czekolada. I co jakiś czas w tym zalewie piosenek przyjemnychismutnychaleniezapamiętywalnych zdarzy im się popełnić małe dziełko, takie sobie We're half-awake in the fake empire, wieczne powtarzanie w deszczowe dni.

Kiedy wyliczyć średnią, wychodzi na to, że nie czekałam z przejęciem na nowy album The National. Mam bowiem z nimi problem znacznie większy niż opisane powyżej. Nie widziałam ich nigdy na żywo, widział ich jednak redaktor Szubrycht, a opisał tak:

Na skąpaną w błękitnym świetle scenę wchodzą The National i zaczynają grać. Od „Start a War”, lepiej nie mogli. Matt ma nie tylko niesamowity głos, ale i osobowość. Jest desperatem, zatraca się w muzyce, czasem śpiewa albo krzyczy bez mikrofonu. Porusza się jak człowiek chory, udręczony… Lubię takich, wierzę im.

Dopiero ten obrazowy fragment uświadomił mi, że podskórnie czułam, iż coś w związku z The National tracę, coś mi umyka. Właśnie to. Wierzę udręczonym. Stojąc dziesięć, pięćdziesiąt, sto metrów od nich trudniej włączać cynizm niż naciskać stop w iTunesie.

Nowa płyta jest powtórką z rozrywki. Nastroiła mnie wczoraj dobrze do snu, bo po całym męczącym dniu czułam, że my, nieśmiali introwertycy, nie jesteśmy już nikomu potrzebni w zalewie pewnych siebie zmierząt stadnych. Zauważyłam pewną poprawę brzmienia, dopracowane tło, wcinającą się niespodziewanie tu i tam gitarę. Ale i tak jedną z pierwszych i ostatnich myśli okazała się E, wynudzę za dwa dni, a i te teksty jakieś takie niezbyt wyrafinowane.

Potem jednak myślę, jakby to było stać na żywo wobec człowieka, który przed całą grupą ludzi przyznaje o swoim smutku I don't wanna get over you. Robi mi się wstyd.


« wróć czytaj dalej »
Logowanie
Zapamiętaj mnie
Bezpieczne logowanie (SSL)
Zapomniałem hasła
» zarejestruj się!