Nie jesteś zalogowany

moderat - 'moderat'

2010-07-08 13:44:06

nie znam chyba nikogo, komu nie podobałby się pierwszy (niekoniecznie ostatni!) album moderata. a znam wielu, dla których owe wydawnictwo było najlepsze w roku 2009.

jak sama nazwa wskazuje, moderat to połączenie MODEselektora (w składzie sebastian szary i gernot bronsert) oraz appaRATa (sascha ring). zarówno pierwsi, jak i drugi, od dawna związani ze znanym labalem bpitch control, należącym do ellen allien. no cóż, słuchając i modeselektora i apparata, czegoś zawsze mi brakowało. niby było i fajnie i oryginalnie, ale jednak zawsze pozostawał pewien niedosyt. nie wiem, kto wpadł na pomysł, by połączyć obie siły, ale musiał być to geniusz.

15 utworów, 14 autorskich i 1 remix. mrok i tajemniczość, prawdziwy trans.

new error, rusty nails, seamonkey, slow match, 3 minutes of, nasty silence, sick with it, porc#1, porc#2, les grandes marches, berlin, nr.22, out of sight, beatswaysick i rusty nails (shackleton remix).

nie opisuję, nawet nie próbuję, bo świetności tych kawałków nie da się wyrazić.

a sama płyta to nie wszystko. mogliśmy być świadkami występów live tych trzech panów, w towarzystwie mistrzowskich wizualizacji, za które odpowiadał pfadfinderei. w naszym kraju odbyły się dwukrotnie - podczas audioriver, a także przed występem radiohead. trzeci występ odbędzie się już niedługo - na festiwalu tauron nowa muzyka.

jeżeli jeszcze nie znacie tego albumu, słuchajcie czym prędzej, a jeszcze szybciej kupujcie bilety na tauron, bo występ moderata wgniecie was w ziemię.

 

nie mogąc naoglądać się filmików z występu villalobosa na love family park, polecam wam także jeden z utworów, ktore zagrał. świetny!

DA REBELS - HOUSE NATION UNDER A GROOVE

Komentarzy: 4 Nie dodano tagów

faithless i back to mine

2010-07-01 13:00:07

w roku 1999 nick warren zapoczątkował serię mix albumów pod nazwą 'back to mine', których autorami były znane postacie ze sceny elektronicznej. oprócz nicka, sprawcami takich kompilacji byli później między innymi dave seaman, orbital, underworld, royksopp i krafty kuts. dość wcześnie, bo już w 2000 roku swój mix album z tej serii wydali faithless.

nie napisałem jeszcze osobnej notki o faithless, których wielbię, ponieważ ogrom informacji na ich temat wymaga wiele czasu, by to wszystko przekazać, ale obiecuję, że taka notka się pojawi. na razie przedsmak, w postaci kompilacji.

owy mix przesłuchałem dopiero około 7 lat po wydaniu i muszę przyznać, że wtedy mój zachwyt był ogromny. nigdy wcześniej niczego takiego nie słyszałem i do tej pory jest to chyba moja ulubiona kompilacja (razem z 'harbour boat trips od trentemollera, recenzja także się pojawi!).

całe przedsiewzięcie rozpoczyna intro i boski głos dido, wprawiający nas od razu w bardzo smętny nastrój. ale to tylko początek, później mamy bardzo leniwe i pływające produkcje dusted i sub dub. po tym pojawia się mój ulubiony utwór numer 1, czyli 'mushrooms' ze świetnym, trochę oldschoolowym motywem. po kolejnej, dłuższej chwili lenistwa (twory adamskiego i bomb the bass) wchodzi 'another night in' od tindersticks. tu należy się zatrzymać, bo to chyba najbardziej chwytliwy utwór całego wydawnictwa, ze świetnym, troche przygnębiającym wokalem. ale taki klimat znowu trwa tylko chwilę, zaraz pojawia się bardzo fajna produkcja pauline taylor ('solo flying mystery man'), a po tym mój ulubiony utwór numer 2, czyli bent i 'i love my man'. śmiem twierdzić, że to coś najbardziej oryginalnego na tym albumie, choć oryginalności tu nie brakuje. a i nie zabrakło też utworu autorów mixu, czyli 'sunday 8 pm', coś pięknego. 'the child' od alex gopher to znowu chwila wyluzowania, a 'throw' od paperclip people to chwila śmiechu, z powodu bardzo zabawnego wokalu. docieramy do końcówki i pojawia się mój ulubiony utwór numer 3, czyli totalnie oldschoolowy (1973!) i bardzo klimatyczny 'hercules' od aarona neville'a. tuż po nim, przegenialna kompozycja od mazzy star. ileż pięknych myśli towarzyszy nam, kiedy słuchamy głosu hope w 'fade into you'. to zdecydowanie najbardziej ulubiony i najlepszy utwór tej kompilacji. no i na sam koniec krótki akcent 'billie jeana' tym razem nie od michaela, ale od shinehead.

całość zniewala. kiedy macie już wszystkiego dość, usiądźcie wygodnie i wybierzcie się w faithlessową podróż z 'back to mine'.

oprócz tego, musicie poznać ich trochę mniej znany, ale również genialny kawałek, wydany na albumie 'sunday 8 pm'. jeżeli 'back to mine' to za mało, to gwarantuję, że 'the garden' wyluzuje was w pełni.

FAITHLESS - THE GARDEN

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

świeżość z 'chicago'

2010-06-25 15:30:28

brakowało mi ostatnio zdecydowanie czegoś świeżego w uszach. planowałem zrecenzować wam najnowszy wytwór trentemollera, o którym pisałem wcześniej, jednak 'into the great wide yonder' troszeczkę mnie zawiodło. bardzo przypadkowo trafiłem na wieść o nowym albumie EFDEMINA, postaci trochę dla mnie tajemniczej, dlatego postanowiłem to sprawdzić. okazało się, że był to strzał w dziesiątke i phillip sollmann zaspokoił mój głód w stu procentach.

album bardzo bardzo klimatyczny, ciężko opisywać każdy utwór z osobna. rozpoczynający 'cowbell' może wydawać się tajemniczy, jednak bije pozytywnością dźwięków. 'shoeshine' brzmi już poważniej, ma mocniejszy bas, ale nie odstaje od klimatu. 'night train' to prawie 10 minutowa, uspakajająca podróż, która nigdy cię nię zmęczy. 'oh my god' ma dwie wersje na tym albumie, lepiej wypada reprise, płynący bardzo wolno i kojący do snu. mój faworyt, czyli 'there will be singing' przypomina lekko słoneczny klimat. 'le grand yoyage' i 'round here' bardzo fajnie prezentowałyby się na początku seta. 'nothing is everything' i 'wonderland' to z kolei monotonne, także powolne utwory, mogące przypominać styl villalobosa i luciano.

na pewno chciałbym przekazać wam więcej, ale nie potrafię, dlatego sami koniecznie musicie posłuchać. powiem tylko, że rzadko się zdarza, że album podoba mi się jako całość, tym bardziej pan phillip może czuć się wyróżniony. trzeba przypomnieć, że występował on w polsce w ubiegłym roku na audioriver i zagrał ponoć zacnie (nie byłem, nie wiem, bawiłem się wtedy w najlepsze na występie dub fx, mówi się trudno)

oprócz 'chicago', polecam dzisiaj utwór w trochę innej stylistyce. samo nazwisko autora powinno zachęcić do przesłuchania, polecam!

LAURENT GARNIER - PAY TV

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

duńska wizja mroku

2010-06-19 13:22:06

o kim mowa? niedawno jedna z pań prezentowała postać kaspera bjorke, jednak według mnie zajmuje on dopiero drugie miejsce w rankingu duńskich talentów muzycznych. bardzo mi przykro, ale prym wodzi jednak TRENTEMOLLER.

osobowości andersa można podzielić na dwie 'strony'. nie wiem jednak, którą ze stron należy nazwać 'ciemną', a którą 'jasną'.

'trent diabeł', czyli pierwsza strona, ostra, można by rzec 'parkietowa', to twórczość z naleciałościami electro. niewielu z fanów elektroniki nie zna remixów 'what else is there' royksoppa i 'go' mobyego, popełnionych przez trenta. toż to wstyd, by nie znać, bo to istne klubowe killery. trent zdając sobie z tego sprawę i kontynuując srogą twórczość, jeden z kolejnych swoich utwórów nazwał 'killer katem', który sieje prawdziwe spustoszenie. jeżeli właśnie takie robią wam dobrze, polecam jeszcze między innymi 'physical fraction', 'african people' i remixy dla martineza (shadowboxing), mathiasa schaffhausera (coincidance) i sharon phillips (what 2 need 2).

'trent anioł', to druga strona, dużo bardziej podobająca mi się. mówiąc szczerze, ciężko ją opisać słowami. 'miss you' pomimo niebogactwa dźwięków, to utwór przepełniony emocjami, jakimi tylko chcecie. 'moan' w wersji oryginalnej to prawdziwy krzyk, powodujący ciarki na różnych częściach ciała, w wersji wokalnej z ane trolle również przepiękny. 'the forest' to podróż, wydaje się, jakby po prawdziwym lesie, maksymalnie uspokajająca, a jego przeciwieństwo to 'klodsmajor', wydawający się jako prawdziwy obraz niepokoju. genialne 'blood in the streets' to utwór idealny na koniec dnia, by uporządkować myśli. mamy też świetne remixy andersa dla filur (you and i) i kaspera bjorke (doesn't matter), który jest, przysięgam, mistrzowski (polecam zwłaszcza w nocy!).

utworem, jaki koniecznie musicie wysłuchać, jest ten, który wywołuje we mnie najwięcej emocji. uprzedzam, robi z umysłem coś niewyobrażalnego.

TRENTEMOLLER - TAKE ME INTO YOUR SKIN

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

border community

2010-06-14 20:03:01

chyba żadne ze słów nie jest w stanie opisać świetności przegenialnej (mojej ulubionej) wytwórni, jaką jest border community. jak już pewnie niektórzy się orientują, jest to dziecko jamesa holdena, a jeżeli znacie sety jamesa, możecie mieć wyobrażenie, jaką muzykę wydaje border. mówiąć krotko, genialną!

nie jestem w stanie wybrać ulubionej epki. ba, nie umiem wybrać ulubionych pięciu! bo jak tu typować, kiedy mamy masakryczne wydawnictwa nathana fake'a (między innymi outhouse, kosmiczny zarówno oryginał, jak i remixy), doskonałe utwory pettera (kocham 'dica drive' i 'all together'), świetności od avus (między innymi 'real' i 'furry hat'), przegenialne 'difference it makes' od the mfa,  'i need medicine' fairmonta, bardzobardzo klimatyczne 'do you need help' od dextro i mistrzowskie pojedyncze epki od extrawelt i misstress barbary. wybór jest naprawdę trudny. należy dodać, że wydawali tam także lazy fat people, luke abbott, ricardo tobar, no i oczywiście sam mistrz, holden, udowadniając swój geniusz w 'break in the clouds' , '10101' i obłędnym remixie 'the sky was pink'. 

uwierzcie mi, moje słowa to nic, w porównaniu do doznań, jakie mogą towarzyszyć wam w słuchaniu muzyki z border. nie mogę się już doczekać nowego wydawnictwa, jakim będzie 'poppy' od avus, a ma się ukazać 19 czerwca (sprawdźcie koniecznie!)

utwór godny polecenia pochodzi z pierwszej borderowej epki, życzę wam tych samych emocji.

JAMES HOLDEN - A BREAK IN THE CLOUDS

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

co z tą polską? (2)

2010-06-10 17:52:35

kontynuując myśl z wcześniejszego wpisu, czas opowiedzieć nie tylko o artystach, ale i o muzycznych wydarzeniach tego roku, bo jest o czym mówić!

audioriver przede wszystkim (również z mojej sympatii). każdy szanujący się fan elektroniki powinien znać lineup na pomięć. między innymi plastikman, garnier, dusty kid, the black dog, noisia, ellen allien, hybrid, magda, MDLQ. to trzeba zobaczyć! nie jestem fanem simian mobile disco, ale pewnie wielu ludzi przybędzie specjalnie dla nich. a to jeszcze nie koniec! (wiecie, zawsze narzekam, ale ubiegłoroczny skład był moim zdaniem jeszcze lepszy)

tauron nowa muzyka. katowicki, ambitny, świetny festiwal. w tym roku zaszczyci nas między innymi moderat (koniecznie posłuchajcie ich jedynego  albumu!), autechre (któż nie zna tych podopiecznych warpa?), bibio i bonobo. należy też wspomnieć o inicjatywie 'before tauron nowa muzyka', dzięki niej niedawno odbyły się dwa koncerty formacji fuck buttons, a już w sobotę w katowicach zagra legenda, jeff mills (!). dodaję, że lineup festiwalu nie jest jeszcze zamknięty.

off festival. wydarzenie tylko i wyłącznie dla pasjonatów muzyki, na którym występują mało u nas znani, alternatywni artyści, a jego organizatorem jest artur rojek. wstyd się przyznać, ale z braku ogarnięcia myślałem do niedawna, że to festiwal bardzo rockowy. nic bardziej mylnego! w tym roku wystąpi między innymi william basinski, genialny, przegenialny, przeprzeprzegenialny mistrz ambientu. bardzo pechowo się składa, że off odbędzie się w ten sam weekend, co audioriver.

nie można nie powiedzieć o wydarzeniach, które organizuje alter art. w tym roku w różne miejsca udało się im zaprosić między innymi faithless, 2manydjs, massive attack, fatboy slima, trentemollera i chemical brothers. skoro przyjeżdzają do nas największe gwiazdy, to oznacza, że polska jednak nie jest w czarnej, muzycznej dupie.

dzieje się też pełno innych rzeczy. cieszy, że grali w klubach atkins i president bongo. fajnie, że był ostatnio digweed, super, że niedługo przybędzie kevin saunderson i adam beyer. świetnie, że pojawiają się postacie, których wcześniej próżno było u nas szukać, takie jak audiofly, czy motor city drum ensemble (detroit zdrój pręży się jak może!). a ostatnio osobny koncert zagrali u nas the prodigy (wcześniej pojawiali się tylko na dużych festiwalach).

dużo się działo i będzie dziać, a to przecież dopiero połowa roku. bardzo żałuję, że nie odbyła się impreza z jamesem holdenem i redshape'm, która została odwołana ze względu na załobę, ale ma podobno odbyć się w innym terminie. porównując to wszystko, na pewno można powiedzieć, że polska pod względem elektronicznym rozwija się bardzo szybko!

więc cóż, po co ciągle narzekać?

jest bardzo słonecznie, więc polecam wałek bardzo słoneczny. smakołyk!

RIPPERTON - SANDBOX

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

dimension intrusion

2010-06-04 20:32:51

obiecywałem krótką recenzję, więc słowo staje się ciałem.

krótki wstęp. richie hawtin - każdy, kto nie zna tej genialnej postaci, powinien szybko to nadrobić. dziesiątkami epitetów można by było określać jego muzykę, dlatego w tym momencie jest to zbędne. należy tylko wspomnieć, że to bezsprzecznie jeden z największych wizjonerów w muzyce elektronicznej, nie tylko muzycznie, ale i technologicznie. wystarczy spojrzeć na autorskie eventy jego wytwórni (m_nus) o nazwie 'contakt', oraz ostatni genialny pomysł richiego, czyli seria występów jako plastikman live.

ale przejdźmy do rzeczy. jednym z moich ulubionych wydawnictw richiego jest album pod aliasem f.u.s.e. o nazwie 'dimension intrusion', wydany w roku 1993. album bardzo ciekawy, z surowymi nagraniami w plastikmanowym stylu, ale także zawierający kilka ciepłych i przyjemnych brzmień.

zacznijmy od tych zimnych. mowa tu zwłaszcza o 'f.u.', 'substance abuse' i 'train-track'. ciężkie i srogie brzmienia, w technicznym stylu, mające sporo energii. nieco łagodniejsze to 'another time', 'into the space' i 'uva'. są też wolne, ale bardzo wkręcające tracki, takie jak 'a new day' i 'slac', który jest w repertuarze richiego, podczas występów jako plastikman (w towarzystwie zabójczych wizualizacji). dużo przyjemniejsze i dużo cieplejsze są genialne 'theychx' (mój faworyt), 'nitedrive' i tytułowy 'dimension intrusion'. mamy i świetny 'mantrax', mogący kojarzyć się z trensowym brzmieniem.

płyta jest naprawdę, naprawdę fantastyczna. należy dodać, że została wydana nakładem prestiżowego warpa, co także może zachęcić do przesłuchania.

nie odstawając od klimatu z detroit, utworem, który dzisiaj polecę, jest arcydzieło i jeden z największych klasyków gatunku. autora, jakim jest jeff mills, chyba nie trzeba przedstawiać (oczekujcie osobnego postu na jego temat!).

JEFF MILLS - THE BELLS

Komentarzy: 3 Nie dodano tagów

co z tą polską?

2010-06-02 17:50:12

aaach, czytając tytuł tego wpisu, na pewno spodziewacie się ostrej krytyki. znam was! ale muszę was zmartwić. w końcu po co ciągle narzekać, skoro można zauważyć pozytywy, które mogą zmobilizować innych. i o tym właśnie chciałem dzisiaj powiedzieć!

witamy w polsce. spory kraj w europie środkowo - wschodniej, który jest lekko do tyłu w pewnych kwestiach, ale w kwestii elektronicznej brniemy jak burza!

właściwie już początki mieliśmy niezłe. i to w latach 80! pamiętamy przecież o niemenie i przede wszystkim o bilińskim. któż nie zna przepięknego 'domu w dolinie mgieł' i innych? jeżeli nie znacie, koniecznie sprawdźcie.

ale mieliśmy przecież mówić o terażniejszości. zaczynając od początku, należy wspomnieć przede wszystkim o jacku sienkiewiczu. aktualnie to chyba najbardziej czołowa postać reprezentująca polskę. od dawna wydaje w cocoonie, co jak na polskie realia to duże wyróżnienie (ostatnio dołączył do niego jurek przeździecki), gra także na największych światowych festiwalach, takich jak chociażby mutek, czy mayday. długo by można mówić o jacku, nie zabierając wam czasu, należy dodać tylko, że posiada też własny label o nazwie recognition (sprawdźcie!)

idąc dalej, trafiamy na szczeciński duet catz'n'dogz (3 channels) wydający chociażby w trapezie, dirtybird i get physical. w roku 2008 uraczyli nas pięknym albumem, na czele z prześwietnym (moim ulubionym) 'kaniani'. niedawno uruchomili też nowy label, nazywający się pets recordings. wydają tam chociażby slg i pol_on. nie ukrywam swojej wielkiej sympatii do catz'n'dogz, uwielbiam ich wizję muzyczną zarówno w setach, jak i produkcjach.

będąc przy slg, również należy o nim wspomnieć. to chyba mój ulubiony polski dj, mający i świetne produkcje (obłędne 'anymore'). łukasz także wydawał w renomowanych wytwórniach, takich jak trenton i trapez, a ostatnio wraz z sienkiewiczem reprezentował polskę na expo w szanghaju.

zapomniałbym o marcinie czubali, a to także wiodąca postać. polski minimalista, od dawna związany z mobilee, należącym do anji schneider, grywa na całym świecie i nie przynosi nam wstydu.

zacząłem od tych najbardziej znanych i najbardziej docenionych, ale jest jeszcze wielu innych, prężnych i rozwijających się, którzy wydają dobrą muzykę i w dobrych wytwórniach (capitan commodore, pol_on, jacob seville i kilkunastu innych). zabrakło dla nich miejsca, ale im także warto poświęcić wiele ciepłych słow.

tym dość ogólnym postem, otwieram nowy cykl, gdzie od czasu do czasu będę opisywał fajnych, oryginalnych artystów (zacznę oczywiście od moich ulubionych!). sporadycznie zdarzy mi się także relacja z imprezy lub jakaś bardzo subiektywna recenzja niektórych wydawnictw płytowych, nierzadko starych, więc może byc ciekawie.

niech więc i utwór godny uwagi będzie dzisiaj po polsku. bardzo żałuję, że nie widziałem występu tego duetu na ubiegłorocznym audioriver, bo musiało być naprawdę gorąco. sprawdżcie filmiki na youtube i ich myspace'a, bo naprawdę warto.

RADICALL & KATEE - EMOTIVE

 

Komentarzy: 4 Nie dodano tagów

granice, kontrasty

2010-05-22 16:45:03

muzyka elektroniczna jest już chyba wszędzie, mniej i bardziej, pośrednio i bezpośrednio. to proces chyba nieuchronny, ze względu na szybki rozwój techniki, jak i łatwą przyswajalność, szczególnie przez młode pokolenie, które chłonie muzykę bez zastanowienia. ale nie o tym chciałem mówić. wydaje mi się, że muzyka elektroniczna staje się bardzo ważna dla innych gatunków. granice pomiędzy nimi, mniej lub bardziej związanymi z elektroniką bardzo się zacierają.

weźmy takiego davida guettę. czy to dalej house (i electro house), czy to już pop? popularność tego artysty jest ogromna. mówi się, że to rewolucjonista dla muzyki klubowej (tanecznej) i że dla tejże muzyki to bardzo dobrze. dla mnie niekoniecznie, ale to już znacząco inna kwestia.

drugi taki przykład, polski przykład, to robert m. niegdyś wielki przeciwnik komercji, dzisiaj mówiący, że wydaje taką muzykę, jaka mu się podoba. właśnie, czy jego muzyka to wciąż elektronika, czy pop, którego tłem jest elektroniczność?

być może gatunkiem, który reprezentuje tych dwóch panów, jest elektroniczny pop. mianem elektronicznego popu nazywa się chociażby depeche mode. choć uważam, że zestawienie ich z guettą i robertem to dla DM obraza. słyszałem także, że muzyka gahana i spółki to elektroniczny rock, co już do końca mi nie pasuje. cieszy fakt, że depeszowi panowie nie ukrywają swójej miłości do 'zwykłej' muzyki elektronicznej. swoją drogą, chciałbym kiedyś usłyszeć ich występ w wersji djskiej, martin gore na pewno zadbałby o selekcję.

a the prodigy? mocne rockowe uderzenia z elektronicznymi syntezatorami. grają zarówno na festiwalach stricte rockowych, jak i eventach tanecznych. jestem pewien, że ich fani także są podzieleni, co do wersji gatunku muzycznego, jaki reprezentuje ich ulubiona grupa.

nawet laurent garnier, elektroniczna legenda, występuje ostatnio z zespołem. idealnie zaciera granicę pomiędzy muzyką instrumentalną, a elektroniką. siedzący koncert i siedzącą publikę zamienił w niemalże taneczny event, wciągając ludzi w swoją muzyczną podróż.

granice naprawdę się zacierają. czy to dobrze, sami oceńcie. mam tylko nadzieję, że to wszystko spowoduje, że muzyka elektroniczna będzie stawiana na równej stopie z muzyką instrumentalną, a pseudo ambitni eksperci przestaną uważać ją jedynie za 'komputerowe wytwory, bez melodii i wyrazu'.

nie byłbym sobą , gdybym właśnie dziś nie polecił utworu depeche mode. piękność, z typowo depeszowym klimatem. naprawde wciąga.

DEPECHE MODE - PRESCIOUS

 

Komentarzy: 1 Nie dodano tagów

brak zrozumienia

2010-05-20 16:15:38

SKOMERCJALIZOWANY, KOMERCYJNY, KOMERCHA - te i innych tysiąc słów, pochodzących z rodziny wyrazów słowa KOMERCJA słychać ostatnio wszędzie. artystów także szufladkuje się w dwóch żelaznych karegoriach, czyli MUZYKA KOMERCYJNA I NIEKOMERCYJNA. przestrzegam, w takim szufladkowaniu bardzo łatwo się pogubić.

każdy z twórców muzyki na pewno chciałby na swojej muzyce zarabiać. ok! w pełni rozumiemy, w końcu spędzony czas w studio i wkład pracy powinien przynosić jakieś profity. wyraz SWOJEJ podkreśliłem nieprzypadkowo.

każdy z artystów, mniej lub bardziej popularnych, posiada jakiś tam własny styl, nie w każdym przypadku oryginalny i fajny. czasami trudno nam oceniać, czy stworzony utwór jest wyrazem ekspresji, czy tandetnym produktem, mającym na celu zarobienie pieniędzy. i wiecie co? TO BOLI!  boli traktowanie i obrażanie sztuki, która towarzyszy nam od wieków. boli wytwarzanie procesu, gdzie produkcja muzyki ma takie same zadanie, jak roznoszenie ulotek, wytwarzanie papieru toaletowego, czy dorabianie jako hostessa (nie urażając nikogo, żadna praca nie hańbi!). muzyka NIE JEST produktem. ówczesny świat pokazuje, że coraz więcej rzeczy można sprzedać. wielu ludzi godzi się na tworzenie tandetnej muzyki po to, by więcej zarobić. gdzież podziały się młodopolskie umysły? gdzież miłość do sztuki? to martwi. wierząc w gnijący świat, mam nadzieję, że nie poddamy się prawom i wymaganiom rynku i nie wszystko jest jeszcze stracone!

dowiedziałem się ostatnio, że w lineupie jednego z największych światowych eventów, jakim jest SENSATION, znalazł się joris voorn. muszę przyznać, że byłem lekko zaskoczony. bezapelacyjnie jeden z najlepszych artystów muzyki elektronicznej w roku 2009. autor najlepszej kompilacji spod szyldu BALANCE od czasów holdena, twórca przegenialnego remixu dla dark flower od babicza (któż go nie zna?!), oraz wałków takich jak blank, czy świetnego we're all clean. nie ukrywam swojej antypatii do całej 'sieci' sensejszynowych eventów. nie mogę znieść tandetnego electro - techhousowego brzmienia, charakterystycznego dla fedde le granda, ingrosso i knighta. nie wchłaniam tego, nie trawię, nie słucham i nie wdrażam. dlatego właśnie pan joris tam mi nie pasuję. jestem bardzo ciekaw jego występu i tego, czy zmieni repertuar w swoim secie i nie wklei tam krejzi tech - house'owych bitów. szczerze wierzę, że nie. choć sam fakt jego występu na tym wydarzeniu powoduje we mnie niesmak. co ciekawe, tendencja spadkowa voorna dotyczy także polskich eventów. z najlepszego w polsce festiwalu w branży, jakim jest audioriver, joris przenosi się na SUNRISE, na którym często trudno szukać fanów muzyki. pocieszeniem jest za to fakt, że nie będziesz miał problemu ze znalezieniem kogoś, kto sprzedaje tam środki odurzające wiadomej treści. ale za tę polską przemianę akurat trudno mieć żal, wystąpi tam także chociażby sasha. chłopaki mogą po prostu nie wiedzieć, że event ma słabą opinię (ale to już osobna kwestia miejsca polski na elektronicznej mapie świata).

podsumowując cały ten może banalny wywód, miejmy nadzieję, że świat jest pełen ludzi kochających muzykę. apeluję, nie ulegajcie znanym mediom, serwującym taniość i tandetę. cytując słowa Kazimierza Przerwy-Tetmajera, pamiętajcie,

eviva l'arte!

 

utworem godnym uwagi jest dzisiaj klasyk, chyba nie muszę wyjaśniać. 

MOBY - PORCELAIN

 

 

Komentarzy: 0 Nie dodano tagów

« wróć 1 2 3 czytaj dalej »